Nowa ulica w Poznaniu, czyli Avenue Q opanowało Teatr Muzyczny w Poznaniu

 


Lalki. Tego w Teatrze Muzycznym w Poznaniu jeszcze nie było. Zespół tego teatru po raz kolejny udowadnia, że nie ma dla nich nic niemożliwego. W Avenue Q w reżyserii Łukasza Brzezińskiego ma szansę pokazać widzowi coś innego, swoje bardziej komediowe oblicze i robi to koncertowo. Spektakl jest wypełniony żartami przeznaczonymi dla dorosłego ucha, wyśmiewani są chyba wszyscy, ale jesteśmy w stanie przymknąć na to oko, ponieważ robią to lalki. Im możemy to wybaczyć. Od razu zaznaczę, że to nie jest przedstawienie dla każdego. Trzeba do niego podejść z dystansem i musi trafić w poczucie humoru. U mnie trafia bezbłędnie.

O czym jest ten spektakl? O zderzeniu się z rzeczywistością. O przekonaniu, że sam fakt, że skończyliśmy studia nie sprawia, że będziemy teraz bogaci, doceniani czy spełnieni. O tym, że w życiu nie zawsze jest kolorowo, ale także o tym, że należy doceniać to co mamy. Dostajemy historię miłości odartą z cukierkowości i bajkowości wrzuconą w rzeczywistość pełną wątpliwości, niepewności, strachu i skoków w bok. Coś czego na scenie tak często nie doświadczamy.

fot. D. Stube
Żaczek Przyjemniaczek dopiero co skończył studia. Pełen entuzjazmu ma zacząć właśnie resztę swojego życia i od razu ma pierwsze zderzenie z rzeczywistością. Stać go jedynie na mieszkanie na tytułowej Avenue Q, w niezbyt dobrej dzielnicy daleko od centrum. Poznaje tutaj całą gamę postaci. Katkę Kudłatkę – nauczycielkę z przedszkola ubolewającą nad tym, że nie ma chłopaka, Edzia – komika bez pracy i jego narzeczoną Annę Marię – terapeutkę bez pacjentów. Maksa walczącego ze swoim uczuciem do współlokatora Tomka, Ludkę – artystkę znaną z filmów dla dorosłych, która rozpala ogień w niejednym męskim sercu czy Misie Patysie – źródło wszystkich złych pomysłów. Żaczek narzuca sobie jedną misję – znaleźć cel w życiu. Czy mu się uda? To już trzeba się przekonać samemu.

Proste kostiumy w wykonaniu Katarzyny Zawal i scenografia autorstwa Grupy Mixer znakomicie oddają klimat spektaklu. Fenomenalną robotę wykonał Igor Fijałkowski, który zaprojektował lalki w taki sposób, że czasami wydaje się, że mają one swoją własną mimikę. Całości dopełnia fantastyczna choreografia autorstwa Barbary Olech, która nadaje postaciom charakterystyczne ruchy.

fot. D. Stube

Spektakl tak jest zbudowany, że każdy z aktorów ma chwilę żeby zabłysnąć i wykorzystuje ją w stu procentach. Ważniejsze od przekazywanych emocji czy ładnie zaśpiewanych piosenek są tu drobne gesty, sposób wypowiedzi czy odpowiedni ton głosu, które mają podkreślić komediowy charakter postaci. Miałam już okazję zobaczyć całą obsadę i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nikomu lalka nie przeszkadza wręcz przeciwnie, a swoim warsztatem sprawiają, że każda rola jest charakterystyczna i zapamiętywalna, lecz w żadnym wypadku nieprzerysowana. Nie ma tutaj słabych punktów można mieć jedynie swoich własnych, subiektywnych faworytów.

Urszula Laudańska i Maksymilian Pluto-Prądzyński tworzą wspaniały duet głównych bohaterów. Dostajemy uroczą, może i lekko naiwną Katkę, która potrafi jednak pokazać pazurki i pełnego entuzjazmu początkowo Żaczka, który z każdym kolejnym niepowodzeniem wpada w coraz większy marazm. Pięknie są pokazane przemiany obu bohaterów, a finałowa piosenka pierwszego aktu There’s a fine, fine line w wykonaniu Urszuli Laudańskiej jest przepiękna.

fot. D.Stube

Mistrzem improwizacji okazuje się Bartosz Sołtysiak w roli Tomka, najbardziej wyluzowanego ze wszystkich postaci. Ma szansę przebić czwartą ścianę i robi to niezwykle naturalnie i z humorem. Polecam zaszaleć trochę wrzucając grosik biedakowi, aby przekonać się co się wtedy wydarzy.

Ludka kusi, mami, hipnotyzuje swoim śpiewem, ruchem, gestem. Otrzymujemy mistrzowską interpretację tej postaci w wykonaniu Anny Lasoty. Postaci, która ma przyciągać wzrok, zaskakiwać oraz uwodzić. I tak się właśnie dzieje. Oprócz świetnie zaśpiewanego Special dostajemy jeszcze podrasowane nieco Hallelujah, które wywołuje ciarki.

fot. D.Stube

Anna Maria, jedna z niewielu postaci, która nie jest grana przez lalkę jest popisem aktorskich zdolności Dagmary Rybak. Każdy gest i mimika jest przemyślany, energia rozsadza scenę, a utrzymywany przez cały spektakl niesamowity akcent to złoto.

Kudłaty, tajemniczy mieszkaniec Avenue Q spędzający całe dnie na oglądaniu filmów dla dorosłych i Pani S. – szefowa Katki, nie są może dużymi rolami, ale są fantastycznie dopracowane komediowo przez Wiesława Paprzyckiego i Lucynę Winkel. Tutaj zgadza się wszystko, każdy wydany dźwięk, każdy ruch lalką wywołuje salwy śmiechu.

fot. D.Stube

Avenue Q jest cudownie zrealizowanym spektaklem z ważnym przesłaniem. Rzeczy materialne są tylko na dziś, na chwilę, zaraz mogą zniknąć. Relacje pozostają z nami na dłużej i to je powinniśmy pielęgnować. Zachęcam do odwiedzenia tej osobliwej uliczki z chłodną głową i dużym dystansem. Do pozwolenia na wciągnięcie się w teatralną rzeczywistość trochę inną niż zwykle. Nie taką kolorową, ale może przez to bliższą.

Komentarze