W Poznaniu zapowiadają deszcz… oklasków i zachwytów, czyli Deszczowa piosenka



Musicalowy klasyk. Tak krótko można by opisać ten spektakl. Chyba każdy miał kiedyś styczność z tym materiałem. Jeżeli nie z filmem, to chociaż z tytułową piosenką. Sama muszę przyznać, że wersji filmowej nigdy w całości nie widziałam. Znałam co prawda parę piosenek, ale w sumie nie wiedziałam nawet o czym ten musical jest. Czy w takim razie zachwyciła wersja zaproponowana przez poznański teatr? 


Dla niewtajemniczonych może w paru słowach przybliżę fabułę. Mamy lata 20. XX wieku, gdzie na ekranach króluje kino nieme. Największymi gwiazdami wytwórni Monumental Pictuers są Don Lockwood i Lina Lamont. Grają parę kochanków praktycznie w każdym filmie i są również kreowani na parę poza ekranem. Problem zaczyna się, gdy wytwórnia zmuszona jest przejść na film dźwiękowy. Lina Lamont ma nieprzyjemny, piskliwy głos, który nie nadaje się do puszczenia na wizji. Wtedy przyjaciel Dona wpada na pomysł, aby podłożyła jej głos niedoświadczona aktorka Kathy Selden. Wszystko komplikuje rodzące się uczycie pomiędzy Kathy a Donem i nieodwzajemniona przez niego miłość do Liny. 

fot. Dawid Stube

W Deszczowej piosence w Teatrze Muzycznym w Poznaniu możemy podziwiać wspaniałą choreografię, kultowe sceny znane z filmów, ale przede wszystkim niesamowitą grę aktorską. Don Lockwood, amant kina niemego usatysfakcjonowany pozycją, jaką udało mu się osiągnąć zmienia się po poznaniu Kathy Selden. Ta postać w wykonaniu Tomasza Więcka jest przede wszystkim naturalna. Znakomicie pokazana jest jego przemiana od gwiazdora do aktora. Równie dobrze odzwierciedlone jest rosnące uczucie do Kathy. Dodatkowo Tomasz Więcek świetni tańczy, śpiewa i stepuje. Kultowa scena w deszczu wykonana jest po mistrzowsku. 

Kathy Selden, młoda aktorka teatralna. Od Oksany Hamerskiej w tej roli bije przede wszystkim naturalność. Jej Kathy jest prostą dziewczyną podążającą za marzeniami. Znakomicie tańczy i jeszcze lepiej śpiewa czarując widzów wokalem wypełnionym pięknymi emocjami. 

fot. Dawid Stube

Cosmo Brown, muzyk i przyjaciel Dona, który korzysta na zmianie z kina niemego na dźwiękowe pnąc się po szczeblach kariery. Maciej Zaruski w tej roli jest zachwycający. Znakomicie tańczy, jest pełen entuzjazmu i energiczny. Jego solo w Ty ich baw jest niesamowite. Taniec wykorzystujący poruszające się rekwizyty i ludzi wymaga dużej precyzji przy każdym ruchu, a Maciej Zaruski wypada w nim obłędnie. Jest to chyba jedna z najlepszych ról, w jakich miałam przyjemność zobaczyć tego aktora, zaraz obok Psa z Kombinatu. Wspaniale też współpracuje wspomniane przeze mnie trio. Doskonale się uzupełniają i fantastycznie razem brzmią. 

fot. Dawid Stube

I na koniec najbardziej intrygująca mnie postać. Lina Lamont, gwiazda kina niemego, ale również postać poniekąd tragiczna. Kobieta pozbawiona głosu, której nie pozwalają się wypowiadać publicznie. Jest tylko ładną buzią. Nawet jej najlepsza przyjaciółka zapytana wprost nie jest w stanie powiedzieć, że jej głos jest nieprzyjemny, niefilmowy. Nieszczęśliwie zakochana, ale też umiejąca wykorzystać swoją pozycję, aby postawić na swoim, chimeryczna, zazdrosna, mściwa, uwielbiająca poklask diva. Te wszystkie twarze Liny prezentuje na scenie Anna Lasota. Artystka, która przyzwyczaiła widza do ciarek na plecach podczas songów tym razem ma zadanie bardziej aktorskie i robi to po mistrzowsku. Poza doskonałą kreacją wszystkich blasków i cieni Liny, mówi i śpiewa piskliwym głosem. Kłaniam się w pas za utrzymanie tej barwy przez cały spektakl. 

fot. Dawid Stube

Nad całością czuwa wspaniały zespół realizatorski. Tadeusz Kabicz wycisnął z artystów wszystko, co najlepsze. Natalia Kitamikado, odpowiedzialna za scenografię i kostiumy, przenosi widza do lat 20 XX wieku. Przyciągająca wzrok kreacja Dory Bailey, zjawiskowe kreacje Liny Lamont czy proste, ale zachwycające sukienki Kathy Selden. Do tego dekoracje jakby żywcem wzięte ze starego filmu. A także futra, kapelusze, perły, cekiny, peruki. To wszystko sprawia, że można się cofnąć w czasie i zatopić się w tamtym okresie. 

Choreograficzna współpraca Michała Cyrana i Macieja Glazy stworzyła coś zjawiskowego. Wspominałam już o cudownym tańcu przy Ty ich baw, ale prawda jest taka, że cała choreografia jest na bardzo wysokim poziomie. Nie da się powiedzieć który utwór wypadł najlepiej, bo każda kolejny zachwyca czymś innym. Od popisu stepowania przy Mojżesz czy możesz, poprzez klasyczną Deszczową piosenkę, a kończąc wisienką na torcie, czyli Broadway melody ze zjawiskową solówką Klaudii Piotrowskiej
fot. Dawid Stube

Nieodłącznym elementem tego przedstawienia są projekcje filmu. Obie wyświetlane premiery są zrealizowane na najwyższym poziomie, jakby faktycznie były kręcone przez dużą wytwórnię. 

Teatr Muzyczny w Poznaniu przyzwyczaił, że nie schodzi poniżej pewnego poziomu. I gdy wydaje się, że osiągnęli swój sufit, to kolejna premiera udowadnia, że tę granicę można jeszcze przesunąć. Deszczowa piosenka jest zachwycającym spektaklem wypełnionym humorem, wspaniałą muzyką, genialną choreografią i zjawiskową grą aktorską. Jeżeli ktoś się jeszcze waha czy przyjść na ten spektakl, to niech czeka na kolejne sety i poluje na bilety, bo to przedstawienie warte zobaczenia.

Komentarze