Rozdział 6


 - Gratulacje Pani Basiu.

Słowa prezesa sprawiły, że serce zaczęło jej szybciej bić. Czy naprawdę po raz pierwszy w życiu usłyszała od niego pochwałę? Dziewczyna nie mogła się nie uśmiechnąć, chociaż w pamięci miała jeszcze nieprzyjemną rozmowę sprzed piętnastu minut z jej dyrektorem. Jaką on miał teraz minę. Jeszcze przed chwilą miał do niej pretensję, że jak zwykle ma za mało zamówień, a teraz sam prezes gratuluje jej najmniejszego zadłużenia.

Na comiesięcznym spotkaniu „na szczycie” każda z grup prezentowała statystyki ze złożonych zamówień. Wtedy też były podejmowane decyzje dotyczące budżetu na kolejny miesiąc. Grupa Basi jak zwykle odstawała dosyć znacznie od grupy będącej w czołówce. Okazało się jednak, że wiele z grup przyjmowało zamówienie, jak dziewczyna lubiła je określać, na siłę. Wiele z faktur było nadal nie zapłaconych, a termin niektórych dawno już minął. Tymczasem jej zamówienia były w większości opłacone. A otwarte faktury nie przekroczyły jeszcze terminu płatności.

Basia wróciła ze spotkania w bardziej optymistycznym nastroju. Dobre statystyki sprawiły, że prezes powiększył budżet jej zespołu i mogli zatrudnić jeszcze jedną osobę. Może teraz dyrektor przestanie robić jej ciągłe wymówki i narzekać, że nie spełnia oczekiwań. Jeszcze jedna osoba do pracy wiązała się z większą ilością zamówień. Powoli mogą zacząć się zbliżać do najlepszych.

Długo jednak jej radość nie trwała. Zdążyła jedynie podzielić się ze swoją zastępczynią dobrymi wieściami, a już dyrektor wzywał ją do siebie.

- Wzywał mnie Pan? – Basia wsadziła głowę do pokoju dyrektora.

- Niech Pani siada…

- Dzisiaj mieliśmy małe zwycięstwo – powiedziała z lekką nieśmiałością, gdy dyrektor nie odzywał się przez dłuższy czas.

- Nie wiem z czego Pani się tak cieszy.

- Przecież był Pan tam. Mój zespół został doceniony. Zrobiliśmy krok do przodu. To chyba dobrze, prawda?

- Mówi Pani o małym zadłużeniu? To jest pikuś. Widziała Pani jak bardzo Pani zespół, a przez to i cały mój dział, odstaje od reszty?

- Na razie tak… Przecież ja nie mówię, że jesteśmy już w czołówce. Chodzi mi o to, że jesteśmy na dobrej drodze. Zaraz może pojawić się nowa osoba i ruszymy z kopyta – Basia nie kryła rozczarowania reakcją dyrektora.

- Nie po to Panią do siebie wezwałem, aby rozmawiać o tym co się stało. Tutaj ma Pani nową bazę danych. Do jutra ma być wszystko obdzwonione.

Mężczyzna podał jej plik papierów i wrócił do pracy ignorując Basię. Kobieta zrezygnowana wróciła do działu. Bez słowa zajęła miejsce przy swoim biurku i zaczęła przeglądać bazę, którą dostała od przełożonego. Nie miała pojęcia jak do jutra zakończą tę listę, skoro zostało im jeszcze bardzo dużo kontaktów z wcześniejszych, a nowa mogła im zająć co najmniej dwa dni.

Jej nieciekawy humor zauważyła Krysia, która była jej zastępcą i podczas, gdy Basia miała urlop, to ona wprowadzała wszystkie zamówienia do systemu. Wykorzystała swoją przerwę na śniadanie i podeszła do szefowej.

- I co? Nie ucieszył się? – Zapytała wiedząc o przebiegu spotkania zarządu.

- Dla niego to jest niewystarczające… - Basia głośno westchnęła. – Czasami się zastanawiam czy on w ogóle widzi w nas ludzi czy może maszynki do wyrabiania normy…

- Nie przejmuj się i rób swoje. Niech Pan Dyrektor lepiej zajmie się prowadzeniem rekrutacji niż narzekaniem na słaby zespół.

- Otóż to – Basia uśmiechnęła się lekko.  –Wtedy od razu będziemy mieć lepsze wyniki. A nie tylko dodaje nam nowe listy…

- Znowu coś dostałaś?

Basia wskazała na stos kartek, który leżał na jej biurku. Krysia westchnęła i wróciła do swojego biurka. Coś ją jednak zatrzymało i cofnęła się do Basi.

- A właśnie miałam ci jeszcze powiedzieć, że zaczynamy mieć odzew z naszej akcji polecającej.

- Duży? – Ta informacja wyraźnie zaciekawiła Basię.

- Na razie pięć zamówień, ale dopiero półtora tygodnia temu ją zaczęłyśmy. Myślę, że ten twój pomysł to był strzał w dziesiątkę.

Miesiąc temu Basia, aby zwiększyć sprzedaż wymyśliła akcję „Poleć nas znajomym”. Polegała ona na tym, że do każdego zamówienia na kosmetyki wysyłany był formularz z zamówieniem dla nowej osoby. Wysyłka miała być o 40% tańsza, jeżeli powoła się na obecnego klienta Dev Natural. Był to alternatywny sposób na zdobycie nowych klientów. Dodatkowo klient, który polecał nową osobę miał dostać gratisową próbkę nowego perfum.

Basia długo starała się nakłonić dyrektora, aby zgodził się na taką akcję. Początkowo nie był do końca przekonany, że to może się udać. W sumie nadal nie był, ale uległ, żeby Basia przestała go ciągle do tego namawiać. I teraz zaczynały przychodzić pierwsze efekty.

Dziewczyna wróciła do domu wyrzucając z pamięci nieprzyjemną rozmowę z dyrektorem. Skupiła się na dobrych rzeczach. Na pochwale od prezesa i pierwszych zamówieniach z jej akcji. W dodatku miała mieć dzisiaj spotkanie z przyjaciółmi, a miała im do przekazania pewną wiadomość. Tym razem gospodarzem była Ruda. Punktualnie o 18 Basia zapukała do jej drzwi.

- No proszę, kto by się spodziewał – powiedziała Gosia na przywitanie. – Nie postawiłabym nawet grosza, że będziesz punktualnie, a tu proszę…

- Reszta już jest? – Zapytała wchodząc do mieszkania i zrzucając z siebie kurtkę.

- Jesteś pierwsza…

Po twarzy Basi przemknął cień rozczarowania. Weszły do małego pokoju, gdzie centralne miejsce zajmowała kanapa, którą Ruda wykorzystywała również do spania. W pomieszczeniu nie było dużo miejsca. Biurko, kanapa, stolik i dwa krzesła. Tylko to tam się mieściło. Swojego czasu w czwórkę spędzili tu dużo czasu. Kiedy przyjaciółka dwa lata wcześniej kupiła to mieszkanie nadawało się tylko do remontu. Parę wieczorów spędzili na malowaniu kolejnych pomieszczeń racząc się przy tym kolejnymi kieliszkami wina. Dziewczyna uśmiechnęła się na samą myśl tamtych wieczorów. W niektórych miejscach było widać ich pociągnięcia pędzlem czy miejsca niedokładanie przykryte farbą.

- Coś się stało, że chcesz pełnego składu? – Zapytała Gosia siadając na krześle naprzeciwko przyjaciółki.

- Może… - Basia uśmiechnęła się tajemniczo.

- Czyżby to coś w pracy? Dyrektor docenił twoje zasługi?

- Nie, w pracy nie… Tylko prezes mnie pochwalił podczas działowego…

- I ty uważasz, że to nic?

- No dobra to jest coś, ale chciałam powiedzieć dzisiaj coś innego. Nie zawsze muszę mówić o pracy. Ty przecież nie mówisz ciągle o swoich dzieciakach…

- Bo nie ma o czym opowiadać. Ja im mówię śpiewajcie to, a oni śpiewają. To zdradź chociaż rąbek tajemnicy…

- Bądź cierpliwa… – Basia skarciła przyjaciółkę z uśmiechem na twarzy. – Ja czekam z tym od doby to ty możesz poczekać pięć minut.

- Ale zrobiłaś mi takiego smaku, jakbyś co najmniej miała ogłosić, że wychodzisz za mąż.

Basia jednak nie mogła na to odpowiedzieć, bo w tym momencie zadzwonił dzwonek, który obwieścił, że przyszedł kolejny gość. Gosia zerwała się z krzesła, aby otworzyć drzwi.

- No nareszcie – powiedziała, gdy okazało się, że za drzwiami stoi zarówno Gabrysia jak i Michał.

- Przecież jest dopiero pięć po szóstej – powiedział mężczyzna zerkając na zegarek.

- Coś się stało? – Zapytał Gibon patrząc uważnie na przyjaciółkę.

- Ze mną wszystko w porządku. Tylko Buba przyszła przed wami i ma jakąś wiadomość, którą powie tylko jak będziemy w komplecie. – Ruda mówiła w przyspieszonym tempie jakby prędkość jej mówienia miała sprawić, że szybciej przejdą do pokoju.

- Pewnie to coś w pracy – Gabrysia przybrała normalny ton głosu i ze spokojem odwiesiła kurtkę na wieszak i zabrała się za zdejmowanie kozaków.

- Właśnie chodzi o to, że nie. Dostała jakąś pochwałę od prezesa, ale powiedziała to takim tonem jakby to była codzienność. To coś innego. To brzmi jakby chciała nam obwieścić, że wylatuje w kosmos, albo wychodzi za mąż.

- Kosmos raczej nierealny, mąż chyba też – odpowiedział Michał.

- Ale myślisz, że to raczej coś dobrego? – Podekscytowanie Rudej zaczęło przechodzić na Gibona.

- Raczej tak. Nie może usiedzieć na miejscu co też mi się udzieliło…

- Wiecie, że wystarczy, że przejdziecie na salony, żeby się dowiedzieć, prawda? – Basia pojawiła się w drzwiach i z delikatnym uśmiechem przyglądała się całej sytuacji.

Centrum wydarzeń przeniosło się szybko z korytarza do pokoju, gdzie każdy został zaopatrzony w kubek gorącej herbaty. Gdy wszyscy byli już rozgrzani Basia mogła zacząć opowiadać swoją historię.

Okazało się, że wzięła sobie do serca słowa, które jej przyjaciele powiedzieli podczas ostatniego spotkania, kiedy dziewczyna prezentowała im ostatni utwór ze swojego musicalu. Przyjaciele wyrazili bowiem żal, że nikt poza nimi nie będzie mógł usłyszeć jej utworów. Dziewczyna postanowiła wykonać odważny w jej przekonaniu krok i przedstawić swój musical dyrektorowi Teatru Muzycznego. Chciała, aby przejrzał jej pracę i ocenił, czy jest ona w ogóle coś warta. Przyjaciele bowiem mogą być nieobiektywni. Musiała poznać opinię kogoś z zewnątrz, którego będzie stać na krytykę.

- I co powiedział? – Zapytała Gabrysia. – Był zachwycony?

- A może powiedział, żebyś przyszła później jak się już zapozna z pracą? – Dołączył Michał.

- Nie widziałam się z nim – powiedziała Basia.

- Czyli go nie było… – Powiedziała Gosia.

- Albo był zajęty – dopowiedziała Gabrysia. – Przecież nie może być tak, że każdy z ulicy może wejść i rozmawiać od tak z dyrektorem.

- Ale przecież nie każdy przychodzi z napisanym przez siebie musicalem. W tym przypadku mógłby zrobić wyjątek…

- I cały dzień ma czekać, bo może ktoś taki się pojawi? – Tym razem do głosu doszedł Michał. – Weź Ruda bądź poważna…

- Ach, no dobra… To opowiadaj od początku jak było. Weszłaś do Teatru i co dalej?

- Nie weszłam do Teatru – powiedziała Basia.

- Czyli spotkałaś kogoś jeszcze przed Teatrem?

- Nie…

- No nie bądź taka tajemnicza – dołączył się Gibon. – Dajesz nam tylko jakieś strzępy informacji. Weź rozwiń temat.

- Nie byłam w Teatrze i nie zamierzałam tam iść. – Powiedziała Basia. – Wysłałam cały tekst i nuty pocztą.

Wyznanie dziewczyny wywołało lekki szok u jej przyjaciół.

- Tak po prostu pocztą? – Michał odezwał się jako pierwszy.  – A podałaś chociaż swoje dane czy zrobiłaś to anonimowo?

- Oczywiście, że podałam dane. Przecież to mój musical.

- Dobre i to…

- Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że możesz się nigdy nie dowiedzieć czy ten dyrektor w ogóle przeczytał ten musical – powiedziała Ruda.

- No właśnie – dołączyła się Gabrysia. – List mógł zginąć na poczcie albo nie zostanie przekazany do dyrektora, albo po prostu nie zadzwoni. I tak będziesz żyła w nieświadomości…

- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale gdybym poszła tam osobiście nie miałabym gwarancji, że dyrektora w ogóle zastanę i czy ktoś inny chciałby przekazać skrypt. Albo że dyrektor już wyrażając zgodę na spotkanie chciałby w ogóle przeczytać go przy mnie. Szanse są takie same…

- Skoro tak uważasz…

- A z drugiej strony wolę nie być przy tym jak go czyta. Przecież na twarzy wszystko widać. Że się nie podoba. I wtedy powstałaby krępująca sytuacja, bo jak tu powiedzieć komuś, że się nie podoba. Wolałam sobie tego oszczędzić. Jak się spodoba to zadzwoni. Jak nie to nie, koniec historii.

Komentarze