Rozdział 3


 

Nuta po nucie, takt po takcie muzyka zaczęła wypełniać Basi pokój. Gdyby nie miała specjalnie w tym celu wybudowanego studia ze ścianami wygłuszającymi, usłyszałby ją cały blok. Po rozwodzie z Krystianem, Basia zrobiła całkowite przemeblowanie mieszkania. Nie potrzebne jej były dwa duże pokoje. Z jednego z nich zrobiła salon, natomiast drugi podzieliła na pół. Jedna część przeznaczona była na jej sypialnię, druga była jej pracownią. To właśnie w niej codziennie grała. Ściany były obłożone dźwiękoszczelnymi gąbkami. Miała tam również pianino i profesjonalny mikrofon. W tym pomieszczeniu czuła się najbardziej sobą.

 Dziewczyna grała jak natchniona. Miała zamknięte oczy, a jej palce „biegały” po klawiszach jakby były zaprogramowane. Jeśli ktoś przysłuchiwałby się temu co Basia gra stwierdziłby, że nie są to żadne znane melodie. Od dłuższego czasu dziewczyna komponowała własne utwory. Początkowo były tylko wyrazem stanu jej ducha. Z czasem dośpiewywała sobie słowa.

Pewnego razu tak jej się spodobała piosenka, którą śpiewała, że żałowała następnego dnia, gdy się okazało, że nic nie pamięta oprócz zarysu o czym ona była. Od tego dnia zaczęła nagrywać swoje wszystkie improwizacje. Bez znaczenia było czy akurat grała na pianinie czy na skrzypcach. Była tak wytrenowana, że ze słuchu potrafiła zapisać nuty. Dlatego, teraz gdy grała miała włączony dyktafon. Później wszystko przesłuchiwała i rozpisywała na nuty.

Osoby, które ją znały, a w szczególności jej paczka przyjaciół, mogły śmiało opisać Basię jako osobę twórczą. Już w przedszkolu wykazywała się kreatywnością, a jej opowiadania na polskim były najbardziej wyraziste z całej klasy. Za czasów, kiedy razem z Michałem przesiadywali w Teatrze Muzycznym żartowano, że ona kiedyś będzie stała na tych deskach, bo już wtedy odkryto w niej duszę artysty. Nie powinno być więc zaskoczeniem, gdy oświadczyła przyjaciołom, że będzie pisać musical. Tymczasem na początku spotkała się z niedowierzaniem i sarkastycznymi odpowiedziami w stylu „tak, tak na pewno”. Gdy przedstawiła im pierwszy utwór zaczęli się zastanawiać jak długo będzie trwał jej zapał. Z czasem z coraz większą ciekawością śledzili jej poczynania. Byli tak samo podekscytowani jak ona, gdy jej dzieło zaczynało nabierać kształtów. Wspólnie poznawali bohaterów i nie mogli się doczekać, kiedy będą mogli zaśpiewać kolejną piosenkę. Bo to właśnie jej przyjaciele byli pierwszymi osobami, które słyszały i śpiewały napisane przez nią utwory. Teraz gdy jej praca dobiegała końca było jej trochę żal. Nie chciała, aby ta piękna przygoda się kończyła. W zasadzie do końca zostały jej dwa lub trzy songi. Tak rozmyślając zaczęła śpiewać piosenkę, która miała rozpoczynać jej musical.

O czym pisała? Jej główną bohaterką była młoda dziewczyna, która poszukiwała odpowiedzi na pytanie, co jest w życiu najważniejsze. Wychowywała się razem z młodszym bratem, nazywanym Aniołkiem ze względu na złote loczki. Przed większość swojego życia mieszkali w domu dziecka, a dziewczyna, która zaczęła wchodzić w dorosłość dorabiała sobie grając na ulicy. Pewnego dnia trójka przyjaciół próbuje odpowiedzieć na jej pytanie. Każdy chce przekonać ją do swojej racji. Jeden z nich twierdzi, że najważniejsza jest rodzina, inny, że przyjaciele, a trzeci, że druga połówka. Każdą z tych odpowiedzi miał reprezentować inny taniec. Basia nie potrafiła układać choreografii, ale starała się, aby piosenki przynależne do odpowiedniej grupy miały pasującą muzykę. Przyjaciół „reprezentował” hip hop, rodzinę taniec współczesny, a kochanka taniec towarzyski. 

Następnego dnia przyszła do pracy bojowo nastawiona. Spodziewała się, że Pan dyrektor również dzisiaj złoży jej wizytę. Jednakże tym razem go nie było. Wróciły za to jej dwie pracownice z chorobowego. W dobrych nastrojach przystąpiły do zdobywania nowych zamówień. Do końca dnia udało im się zrealizować większość założonego celu. W pewnym momencie Basia nie nadążała z wpisywaniem zamówień do odpowiedniego programu na podstawie formularzy wypełnianych przez jej pracownice podczas rozmów. W porównaniu z przodującą grupą miały dobry wynik. W tamtej grupie brakowało tego dnia parę osób przez co różnica między nimi wynosiła tylko 7.000 zł. Co w porównaniu z 20.000 zł, które były trzy dni wcześniej robiło kolosalną różnicę.

W radosnym nastroju poszła do dyrektora, aby przestawić mu, co udało się osiągnąć jej pracownicom. Drzwi do gabinetu dyrektora Kłudczyńskiego były uchylone. Basia wsadziła głowę do środka pukając równocześnie w framugę.

- Mogę na chwilę? – Zapytała, gdy mężczyzna podniósł na nią wzrok.

- Nie mam czasu na Pani pokrętne tłumaczenia – powiedział i wrócił do czytania czegoś na komputerze.

- Ja dzisiaj jestem w innej sprawie. Chciałam Panu przedstawić nasze dzisiejsze osiągnięcia. Myślę, że będzie Pan zadowolony.

- W takim razie zapraszam.

Na twarzy mężczyzny pojawiły się oznaki zainteresowania. Oderwał wzrok od monitora i wskazał Basi krzesło stojące naprzeciwko niego. Oparty w fotelu słuchał zbyt długiego wstępu porównującego osiągnięcia na tle innych dni i grup. W końcu Basia wręczyła mu statystyki z zamówieniami. Mężczyzna przez chwilę w ciszy studiował zamówienia.

- Dobrze, wszystko ładnie pięknie, ale gdzie są te piękne kwoty, o których Pani mówiła? – Zapytał w końcu wlepiając wyzywające spojrzenie w Basię.

- Jak to, gdzie? Przecież trzyma je Pan w ręce. –Kobieta była zaskoczona jego reakcją.

- Te tutaj? To jedynie preludium do tego czego od Pani wymagam. Przecież to nawet nie jest zrealizowana w całości lista, którą dałem pani zespołowi wczoraj. Naprawdę nie wiem z czego była Pani taka zadowolona…

- Wyciskam z tego zespołu tyle ile można. Już fizycznie nie da się wykonać więcej telefonów. Każda z pracownic ma prawo wyjść do toalety, czy zjeść kanapkę. Nie będę także wymagać od nich, żeby siedziały po dziesięć godzin w pracy, bo wtedy będą mniej efektywne.

- To niech Pani znajdzie inny sposób, może niech zamówienia będą na wyższą kwotę.

- Wyższe kwoty niedługo nie będą już zamówieniami detalicznymi.

- Takie są wymagania zarządu. Nic na to nie poradzę.

- A jak stracę klientów przez wymagania zarządu, to będzie na mnie, że nie umiem ich utrzymać. To może niech Pan od razu ogłosi, że zajmujemy się sprzedażą hurtową, bo jak ktoś zamawia detalicznie to nie jest szanowanym klientem.

- Chyba będę musiał się poważnie zabrać za ten Pani dział. W tej sytuacji Pani Basiu proszę wracać do pracy, jak nie ma Pani nic konstruktywnego do powiedzenia i proszę się zgłosić, jak uda się Pani osiągnąć wyznaczony cel. A ja jeszcze pomyślę co z wami zrobię.

Ostatnie słowa brzmiały raczej jako groźba niż chęć znalezienia rozwiązania. Dyrektor wrócił do czytania dokumentów na komputerze. Basia trzęsąc się ze złości wróciła do swojego pokoju. Zaczęła się zastanawiać czego się w ogóle spodziewała. Pochwały? Uznania? Przecież nie o to jej chodziło. Chciała jedynie pokazać, że jej zespół pracuje z całych sił. Żeby dyrektor nie musiał co chwilę jej o tym przypominać i wyśmiewać na spotkaniach działowych. Aby nie przychodził i za jej plecami nie rozmawiał z jej zespołem wytykając jej niekompetencję i żeby przy jej podwładnych nie straszył, że ją zwolni. Chciała tylko tego. A co osiągnęła? Absolutnie nic. A nawet jeszcze gorzej. Dyrektor dopiero się rozgrzewał. Jej dział został wzięty pod lupę i nie wiadomo co mogło ich czekać.

Jej zespół z niecierpliwością czekał, aż ona wróci. Mimo iż oficjalnie skończyły pracę wszystkie czekały, aż ich szefowa wróci od dyrektora. Jak bardzo Basia chciała im powiedzieć, że wszystko poszło dobrze i dyrektor na razie nie ma do nich żadnych pretensji. Jej mina jednak od razu zdradzała, że coś poszło nie tak. Oszczędziła im jednak szczegółów. Oznajmiła im po prostu, że wymagania wzrosły i kazała im iść do domu.

Komentarze