Rozdział 2


 

Mała istotka, która siedziała jej na kolanach uspokajała ją. Basia po ciężkim dniu w pracy musiała odreagować. Nogi same poniosły ją do Gibona. Była pewna, że jej przyjaciółka siedzi w domu z dziećmi. Od dawna w ich gronie panowała niepisana zasada otwartych drzwi. Polegała ona na tym, że mogli do siebie wpadać bez zapowiedzi. Każdy miał klucze do mieszkania każdego. Basia bardzo z tego skorzystała, podczas swojego rozwodu. Przyjaciele prawie cały czas przy niej byli i pomagali jej w najtrudniejszym okresie jej życia. Teraz korzystając z tej samej zasady zawędrowała do Gabrysi.

U przyjaciółki nie było czasu na zamartwianie się. Basia od razu została zatrudniona do opieki nad dziećmi. Przy bliźniakach zawsze było dużo do zrobienia, a dziewczyna trafiła właśnie na porę karmienia. Teraz wpatrywała się w Tosię, która w ekspresowym tempie opróżniała swoją butelkę, i czuła, jak mija jej cała złość.

- To, co się takiego stało? – Gabrysia przerwała ciszę, która zapanowała w pomieszczeniu, gdy dzieci przestały krzyczeć.

- Musiało coś się stać?

- Znam cię, nie przyszłaś tutaj, aby nakarmić moje dziecko. Mów, co się stało, dopóki jest spokój.

Basia westchnęła i opowiedziała przyjaciółce, co wydarzyło się tego dnia w pracy.

Otóż jej dyrektor znalazł inny sposób na osiągnięcie swojego celu. Gdy rano przyszła do pracy jej szef już był w pokoju. To nie mogło wróżyć nic dobrego. Dyrektor Kłudczyński wymyślił sobie, że skoro nie może jej złamać podczas spotkań międzydziałowych, to może nie będzie już taka twarda, gdy on „zaatakuje” jej zespół. Rozmawiał właśnie z jedną z jej pracownic. Na domiar złego wybrał sobie dziewczynę, która pracowała najkrócej. To było sprytne zachowanie z jego strony. Wybrał najsłabsze ogniwo. Gdy weszła do pokoju właśnie stawiał przed dziewczyną cele, które musi zrealizować tego dnia.

- Co tu się dzieje? – Basia zareagowała od razu.

- Ooo… Pani Urbańczyk, jednak Pani przyszła dzisiaj do pracy – dyrektor nie odwracał wzroku od swojej „ofiary”.

- Jestem piętnaście minut przed czasem i nie zapowiadałam, że mnie dzisiaj nie będzie. Nie wiem, czego Pan się spodziewał…

- Wykonuję za Panią pracę…

- Nie sądzę…  Co Pan tu do nas przyniósł? – Basia wzięła kartki, które dyrektor położył na biurku jej pracownicy.

- Bazę kontaktów do obdzwonienia.

Basia przez moment przeglądała listę. Była długa na pięć stron, nazwisko pod nazwiskiem. Kobieta zrobiła szybką kalkulację, ile potrzeba będzie im czasu, aby obdzwonić każdego z listy.

- Myślę, że wyrobimy się do jutra z tą listą. – Powiedziała.

- Jakie do jutra? To jest lista na dzisiaj?

- Przecież jesteśmy tylko w czwórkę. A w dodatku Paula jest dzisiaj pół dnia na szkoleniu.  Nie wyrobimy się.

- Pani mnie chyba źle zrozumiała. To jest lista pani Pauli na dzisiaj. Każdy dostał swoją listę do wykonania. Jutro będzie następna. Jeżeli chcemy wrócić na czoło, to musimy realizować postawione przed sobą cele.

- Ale to przecież nie ma nawet szansy na powodzenie. Jesteśmy w osłabionym składzie, a i mając wszystkich na pokładzie i tak mamy mniej ludzi niż inne grupy. To jest nierealne, abyśmy osiągnęli taki sam zysk jak oni.  Musielibyśmy wykonywać dwa, a może i nawet trzy telefony jednocześnie. Jedyne co nas ratuje to faktury na wysoką kwotę, co się nie zdarza u klientów indywidualnych.

- W takim razie niech Pani sama coś wymyśli, bo będę musiał szukać zastępstwa.

Dyrektor wyszedł zostawiając ją z bijącymi się myślami.

Basia obserwowała, jak Gabrysia tańczy z Marcelem czekając, aż mu się odbije. Tosia również zakończyła spożywanie swojego posiłku i domagała się jej uwagi. Dziewczyna wstała i przerzuciwszy pieluchę przez prawie ramię również tańcząc czekała, aż małej się odbije.

- Sama widzisz, dyrektor przy moich podwładnych zagroził, że może mnie zwolnić…

- Co teraz zrobisz?

- Nie wiem, chyba będę musiała znaleźć sobie coś nowego.

- A nie myślałaś o tym, aby po prostu zrobić to co chce?

- Mam zadzwonić do pani Grażynki, albo pani Bożenki i zaproponować, że może w tym miesiącu zamiast perfum czy kremu za 30 złotych może zamówić większy zestaw za 1500 zł? Bo co? Bo to uratuje moją posadę?

Pytanie to jednak pozostało bez odpowiedzi, bo do domu Gibona przyszła pozostała część ich paczki, która zaczęła się głośno domagać ich uwagi. Zaczęło się parzenie kawy, krojenie ciasta. Dzieci wędrowały z jednych kolan na drugie. Basia czuła się już o wiele lepiej. Jej głowę zaprzątały teraz nowe sukienki Rudej, za małe śpioszki dla dzieci i najnowsze modele samochodów, które pojawiły się na rynku. Innymi słowy mogła zapomnieć o jej dyrektorze i presji, jaką na nią wywierał.

- Dziewczyny muszę się was poradzić w pewnej sprawie – powiedział Michał, gdy poprzednie tematy zostały już wyczerpane.

- Uuu… zapowiada się ciekawie – Ruda usiadła wygodniej w fotelu. – Strzelaj.

- Jest pewna dziewczyna, która od pewnego czasu zaprząta moje myśli…

- Alleluja – przerwała jego wypowiedź Gabrysia.

- Co się stało? – Mężczyzna był zaskoczony jej reakcją.

- Po prostu po raz pierwszy pytasz nas o jakąś kobietę. A ja już zaczynałam myśleć, że jesteś gejem.

- Ja?!

- Jak długo się znamy? Będzie już jakieś 15 lat o ile nie więcej i ani razu nie pytałeś się o radę w sprawie kobiet. W przeciwieństwie do nas, gdzie każda z nas wyżalała się na temat jakiegoś chłopaka. A w dodatku nigdy nie miałeś dziewczyny i nie podrywałeś żadnej z nas.

- Jak miałem was podrywać, skoro każda z was, co chwilę miała albo męża, albo chłopaka, albo złamane serce…

- Czyli jednak, któraś z nas ci się podobała – dołączyła do rozmowy Ruda. – Ale wiesz, że mogłeś coś działać w tej sprawie po prostu wybrałybyśmy lepszego adoratora.

- Chciałem być gentelmanem… Czy możemy wrócić do mojej sytuacji?

- Ależ oczywiście, tylko daj nam się trochę pocieszyć tą sytuacją.

- Chodzi o to, że pojawiła się w moim życiu pewna dziewczyna. Chociaż nie można mówić, że pojawiła się nagle, bo jest w nim już trochę czasu, tylko ostatnio stwierdziłem, że mogłaby być dla mnie kimś więcej niż jest.

- Jak ma na imię? – Nie mogła powstrzymać się Gabrysia.

- To nie jest istotne. Chodzi o to, że zrobiłem krok w jej stronę. Tak to nazwijmy. Ale chyba ją wystraszyłem.

- A znam ją? – Gabrysia dalej próbowała na nim wymóc, aby zdradził, kogo ma na myśli.

- Znasz, ale nie trudź się tak bardzo, bo i tak ci nie powiem, kto to jest. Nie narażę jej na oceny z waszej strony.

- Dlaczego uważasz, że ją wystraszyłeś? – Gosia przyjęła poważną minę. – Coś jej powiedziałeś?

- No właśnie, nie. Chyba, że nie pamiętam, bo byłem trochę pod wpływem alkoholu.

- A jest wolna? – Dołączył się Gibon.

- Jest…

- Skąd wiesz?

- Bo znam ją na tyle dobrze, że wiem takie rzeczy.

- Może ona nie zrozumiała, co miałeś na myśli? Może tak to zamotałeś, że nie wiedziała, o co ci chodzi i teraz czeka, aż wytłumaczysz jej to jeszcze raz?

- Tego nie można było nie zrozumieć. A poza tym ona nie chce o tym rozmawiać.

- To może ten alkohol miał znaczenie i ona uważa, że gdybyś był trzeźwy to nigdy byś tego nie zrobił? – Tym razem pytanie zadała Gosia.

- A może po prostu nie jest gotowa na taki krok jak ty? – Basia po raz pierwszy zabrała głos w tej sprawie.

- Dlaczego tak mówisz? – Na pytanie Basi odpowiedziała Gosia. – Nie ma, że nie jest gotowa. Musisz ją po prostu odpowiednio przekonać…

- Tylko powiedz nam, co zrobiłeś. Wtedy będziemy mogły ci bardziej pomóc. – Dołączyła się Gabrysia.

- Czy ją pocałowałeś?

- Czy może wyznałeś jej miłość? Stanąłeś na środku ulicy tak jak mój Mariusz i zacząłeś krzyczeć, że ją kochasz?

- Ooo… pamiętam, jak Mariusz zaczął krzyczeć na ulicy, że nie odejdzie, dopóki nie umówisz się z nim na randkę – Basia zobaczyła okazję, aby zmienić temat.

- Och, co to były wtedy za czasy – dołączyła się Ruda. – Kto wtedy przypuszczał, że poważnego bankowca stać na takie rzeczy.

- Tak, tak…, ale wróćmy do tematu – przerwała dywagacje Gabrysia. – To, co zrobiłeś?

- Poważny krok, który osoba, która mnie dobrze zna wie, że nie robię tego z pierwszą lepszą napotkaną dziewczyną.

- Dałeś jej klucz do swojego mieszkania?

- Dałem jej klucz do swojego serca. A raczej położyłem go jej na biurku.

- Ale ona wie, że on tam leży? - Ruda zmierzyła go badawczym spojrzeniem.

- Ech…, gdy chciałem jej powiedzieć, hej zobacz, co ci zostawiłem ona wtedy zamknęła mi drzwi przed nosem i stwierdziła, że musimy ochłodzić nasze relacje.

- Może wszedłeś do jej pokoju bez pytania?

- Miałem jej zgodę.

- A może później stwierdziła, że to był błąd, że cię wpuściła? – Powiedziała Basia.

- Nie narobiłem żadnych szkód z tego, co mi wiadomo. Ale jeśli jakieś były to wystarczyłoby, żeby mi powiedziała to naprawiłbym to, co zepsułem.

- A jeżeli tego nie da się naprawić?

- Wszystko się da, tylko trzeba o tym rozmawiać.

- Czasem rozmowa otwiera drzwi, które chce się, żeby były zamknięte.

- Strach przed wpuszczeniem kogoś dalej nie może zamykać drzwi już wcześniej otwartych.

- To wypracowana samoobrona.

- Przed czym? Przed światem, przede mną czy przed samą sobą? Uważam, że wpuszczenie kogoś do środka, a później zamykanie mu drzwi przed nosem nie jest zachowaniem fair. Czasem trzeba kogoś wpuścić do środka, aby na przykład odsunął zasłony i wpuścił trochę światła do tego wypełnionego mrokiem życia. Niedługo może się zdarzyć, że kolejna osoba tak potraktowana po prostu odejdzie.

- To dlaczego ty nie odszedłeś?

- Bo zbyt długo ją znam, żeby po prostu odejść i za bardzo mi na niej zależy, aby poddać się. Ja będę stał przed drzwiami i będę cały czas pukał z nadzieją, że w końcu mi otworzy i nawet, jeśli nie wpuści mnie do środka to, chociaż powie mi dlaczego.

- Czy my cały czas rozmawiamy o tej hipotetycznej dziewczynie czy może już o kimś innym? – Zapytała Gabrysia, gdy Michał i Basia umilkli i walczyli ze sobą wzrokiem.

Te słowa jakby wyrwały ich ze stanu, w jakim byli. Po ich reakcji można było stwierdzić, że kompletnie zapomnieli, że ktoś przysłuchuje się ich rozmowie. Basia, aby uniknąć kolejnych pytań wzięła torebkę i przy słowach, że musi już iść opuściła dom Gibona.

Komentarze