Wstęp
- Daleko jeszcze!? – zapytał Witek przekrzykując ryk
silnika.
Znajdował się
dwa tysiące metrów nad ziemią w samolocie, w pełnym umundurowaniu do skoku ze
spadochronem. To było jego całym życiem. Wykonał już ponad czterysta takich
skoków i wielkimi krokami zbliżał się do rekordu klubu, do którego należał. Ale
był jeszcze młody, ledwo co przekroczył trzydziestkę, a obecny rekordzista już
od pięciu lat zajmował się wnukami. To sprawiło, że zakłady, które pojawiły się
w gronie jego kolegów z klubu nie zakładały czy uda mu się pokonać rekord,
tylko jak szybko.
- Jeszcze jakieś trzysta metrów i możesz skakać –
odpowiedział mu jeden z pilotów.
Witek zapiął do końca kombinezon,
założył gogle i wsunął kask na swoją bujną czuprynę.
- Jak wyskoczę to zadzwoń do Uli.
- Jasne, jasne. Kontaktujemy się przez radio.
Zaczęło się odliczanie.
Witek odetchnął głęboko i skoczył. Uwielbiał ten pęd powietrza, gdy bezwładnie
leciał w dół. Za każdym razem przypominał sobie ten nieudany skok. Była to jego
dziewiąta czy dziesiąta próba. Miał wylądować na polu. Niestety nie udało się.
Stanął na jednej z posesji znajdującej się obok niego. Mieszkała tam młoda
dziewczyna. Od razu rzuciła mu się z pomocą. Razem próbowali zdjąć z niego
wielką płachtę spadochronu. Gdy w końcu im się udało zobaczył ją. Jej smukłą
sylwetkę, długie ciemne włosy, zielone oczy i piękny uśmiech. Od razu trafiła
go strzała Amora. Umówili się na kawę i tak się zaczęło. Ula została jego dziewczyną. Chodzą ze sobą
już od pięciu lat. Ona skończyła właśnie studia i zwierzyła się koleżance, że
chciałaby już założyć rodzinę. To od jej przyjaciółki mężczyzna się o tym
dowiedział. Jemu się jednak do tego tak nie spieszyło. Czuł się wolny i chciał z tej wolności
korzystać. Codzienne spotkania mu odpowiadały, nawet gdy czasami u niej
nocował. Gdyby się z nią jednak ożenił musiałby zrezygnować z wieczornych spotkań
z kolegami i częstych wyjazdów na mecze. Dzisiaj chciał powtórzyć ten skok co
pięć lat temu. Ale tym razem nie miał to być przypadek. Jego rozmyślania
przerwał mu odgłos radia:
- Załatwione.
- Dzięki jestem twoim dłużnikiem.
- Dobra, dobra, a teraz rozwijaj już spadochron. Koniec tego
bezwładnego spadania.
Witek otworzył
spadochron. Im był bliżej ziemi tym bardziej się denerwował. Właśnie miał
zrobić najważniejszą rzecz w swoim życiu. Widział już swój cel. Ogródek, dom i
stojącą na ganku Ulę. Wylądował najlepiej jak potrafił. Nie powtórzyła się
historia sprzed pięciu lat, gdy cała płachta spadochronu spadła mu na głowę.
Teraz opadł on za nim. Gdy zdejmował kombinezon podeszła do niego Ula.
- Co ty znowu… - zaczęła mówić, lecz Witek położył jej palec
na ustach.
Ubrany był w
wymiętą, białą koszulę i ciemne spodnie od garnituru. Na szyi miał perfekcyjnie
zawiązany krawat. Nie spuszczając wzroku z ukochanej przyklęknął na jedno
kolano.
- Ulko kochana, pamiętasz jak to się wszystko zaczęło? Od
niedoświadczonego skoczka, który poleciał parę metrów za daleko i studentki
pierwszego roku, która zamiast wkuwać do pierwszego egzaminu z anatomii, szukała możliwości rozplątania
skoczka z wszystkich linek od spadochronu, który spadł mu na głowę. Dzisiaj
mija dokładnie pięć lat od kiedy byłem tu po raz pierwszy. Od kiedy zobaczyłem
cię i zakochałem w twoim uśmiechu. Dzisiaj wiem, że tych pięciu lat nie
zamieniłbym na żadne inne. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia chciałbym spędzić
u twego boku kolejne pięć, dziesięć, a nawet pięćdziesiąt lat. Ulko, kocham cię
i czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Po tych
słowach wyjął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je. W środku znajdował się
pierścionek z brylantowym oczkiem. Przemowa Witka wprawiła dziewczynę w
osłupienie. Ula była w takim szoku, że
nie mogła nic powiedzieć. Gdy w końcu udało jej się przerwać ten marazm
powiedziała szeptem:
- Oczywiście, kochanie.
Po tych
słowach Witek delikatnie wsunął pierścionek na jej palec, przyciągnął do siebie
i pocałował.
- Poczekaj – powiedział nagle spadochroniarz – miałem dać
znać chłopakom czy się zgodziłaś.
Skontaktował
się z kolegami przez radio. W odpowiedzi usłyszał, że mają spojrzeć w niebo. Nad
ich głowami przeleciał samolot, z którego skakał Witek. Teraz wypuścił
kolejnych spadochroniarzy, a na jego ogonie pojawiła się szarfa z napisem:
„Wszystkiego najlepszego dla narzeczonych”. Po chwili skoczkowie wylądowali w
pobliżu.
- No, to teraz trzeba świętować – powiedział jeden z nich
gratulując narzeczonym.
Wylądował
także samolot, a pilot przyniósł butelkę szampana. Do wieczora świętowali.
- Kochanie - zapytała Ula – a co cię skłoniło do takiego
kroku?
- Wiesz… - odpowiedział mężczyzna przytulając ją do siebie –
stwierdziłem, że wolę ciebie od spotkań z kolegami. Ale pozwolisz mi chyba
dalej skakać?
- Nie wiem, nie wiem. Pod warunkiem, że będziesz przy
wszystkich porodach.
- A ile ty ich planujesz? – powiedział mężczyzna z
przerażeniem na twarzy.
- Tak z trzy, cztery… - odpowiedziała kobieta z lekkim
uśmiechem.
Komentarze
Prześlij komentarz