Rozdział 7 - Karetka znaleziona
- Dzień dobry, z tej strony posterunkowy Grzegorz
Wałczyński. Czy ma pan może u siebie karetkę pogotowia? Nie? A to dziękuje
panu. Do widzenia.
Młody
policjant odłożył słuchawkę. Od pół roku pracował na komisariacie, ale dopiero
dzisiaj po raz pierwszy miał rozwiązać „swoją” sprawę. Miał odnaleźć karetkę,
która brała udział w napadzie. Od godziny dzwonił do właścicieli złomowisk
znajdujących się w promieniu 15 kilometrów. Niestety żaden z nich nie miał na
składzie samochodu należącego do szpitala. Powoli zaczął tracić nadzieję, że
znajdzie ją w ten sposób. Został mu ostatni telefon. Jaka była jego radość, gdy
usłyszał, że karetka znajduje się na złomowisku. Nawet miała te same numery
rejestracyjne. Poprosił właściciela, aby nikt jej nie ruszał i od razu pojechał
na miejsce.
Mijając stare samochody
Grzegorz czuł ten sam dreszczyk emocji, co na szkoleniu na policjanta. Kiedy
dostawali jakieś stare sprawy do rozwiązania wiedział, że to właśnie chce
robić. Teraz było tak samo, ale była to prawdziwa sprawa. W dodatku pierwsza,
którą wykonywał sam. Nie musiał tylko patrzeć jak inni pracują i wykonywać co
mu każą. Teraz sam podejmował decyzje.
W końcu
doszedł do karetki. Tak jak prosił nikt do niej nie wchodził. Na pierwszy rzut
oka wiedział, że chodzi i tę właśnie karetkę. Prawy bok i przód samochodu były
mocno wgniecione. Zdziwieniem dla niego był fakt, że ten samochód w ogóle mógł
jeszcze jeździć.
Swoje badania
zaczął od miejsca kierowcy. Na tym miejscu powinno siadać stosunkowo mało osób.
W zasadzie powinien tam siedzieć kierowca tej karetki, który pracuje w szpitalu
oraz poszukiwany napastnik. Znalazł parę śladów na kierownicy. Zachował je
według procedur i zaczął szukać dalej. Jedna rzecz rzuciła mu się w oczy. Skoro
samochód miał być skradziony, to powinny być ślady włamania. Tym czasem zamek
był w nienaruszonym stanie.
- Panie Hipolicie! – Grzegorz zawołał przechodzącego w
pobliżu właściciela skupu. – Gdzie znaleziono karetkę?
Mężczyzna
wolnym krokiem podszedł do policjanta. Mimo, iż nie było bardzo gorąco jego
siwe włosy były zlepione potem. Przystanął przy karetce ciężko dysząc.
- Poczekaj pan – powiedział próbując złapać powietrze –
tylko trochę odsapnę.
Grzegorz
poczekał chwilę, aż Hipolit ustabilizował oddech i zadał pytanie jeszcze raz.
- Gdzie znaleziono karetkę? Bo jeżeli ktoś z pańskich
pracowników przyjechał tutaj tym samochodem, to chciałbym pobrać od niego
odciski palców, aby nie był on później w kręgu podejrzanych.
- Z tego co pamiętam, to tę karetkę ktoś zostawił przed
bramą mojego skupu. Później jeden z moich pracowników wciągnął go na nasz
teren.
- Czy nikt stąd nie dotykał kierownicy?
- Nie, mamy specjalny sprzęt, który pozwala nam na
przesuwnie takich obiektów po naszym terenie.
- W takim razie dziękuje panu bardzo.
Grzegorz
pokręcił się jeszcze chwilę przy wozie. Nic jednak nie znalazł, ani w kabinie
kierowcy, ani wokół niego. Gdy chciał już wracać na komisariat coś go nagle
tknęło. Może podejrzani zostawili coś z tyłu. Miał nadzieję, że znajdzie tam
kominiarkę któregoś z nich. Otworzył drzwi, przez które zazwyczaj wchodzili
pacjenci. Spodziewał się, że zobaczy tam specjalistyczną aparaturę oraz łóżko,
na którym przewożeni byli chorzy. Zamiast tego było tam pusto, na dodatek od
wejścia do jednego z narożników, znajdującego się po drugiej stronie pojazdu,
ciągnęły się dwie czerwone kreski. Młody policjant mógłby przysiąc, że jest to
krew. Ostrożnie pobrał próbkę. Zdecydował się wejść do środka. Od razu podszedł
do miejsca, gdzie prowadziły krwiste ślady. Tam było jej o wiele więcej. Można
było nawet rzec, że w tym miejscu utworzyła się jej kałuża. Na ścianie była
także duża palma. Wyglądało to tak jakby ktoś rzucił o nią zakrwawione ciało.
Przez chwilę myślał, że są to ślady po martwym zwierzęciu, które pewnie wbiegło
pod koła zbiegom. Jednak gdy się pochylił poczuł silny zapach perfum. Damskich
perfum. Grzegorz przeklął pod nosem.
Myślał, że
pierwsza sprawa będzie prosta. Zwykłe sprawdzenie karetki w celu odnalezienia
odcisków palców należących do rabusiów. Tymczasem wpadł na trop morderstwa. Tak
mu się przynajmniej zdawało. Wątpił, aby ktoś kto stracił tak dużo krwi mógł
przeżyć bez pomocy lekarskiej.
Wtedy przyszło
mu na myśl, że Witek wysyłając go tutaj coś podejrzewał. Z racji, że sam musiał
brać udział w nalocie na dom państwa Kownickich, wysłał tutaj jego. Gdy chciał
już wychodzić z wozu, aby zdać relację z tego co odkrył, zobaczył, że coś
błyszczy. W miejscu gdzie znajdowała się kałuża krwi przy łączeniu podłogi ze
ścianą wyraźnie coś utknęło. Grzegorz sięgnął po to. Na początku wydawało mu
się to bezużyteczne. Wyglądało to bowiem jak identyfikator lekarza. Mężczyzna
był prawie pewny, że któryś z lekarzy jadących kiedyś tą karetką zgubił to.
Jednak, gdy odwrócił go na drugą stronę stracił całą pewność. Znalazł tam
bowiem odcisk palca. Nie był on jednak zwykły. Naznaczony był krwią. Niemożliwe
było, aby policjant zostawił ten ślad, bowiem przez cały czas miał na sobie
rękawiczki. Na odcisku natomiast było wyraźnie widać linie papilarne.
Grzegorza
zatkało po raz drugi. Dowiedział się bowiem do kogo ten identyfikator należy.
Jednocześnie odkrył kobietę, która leżała w kącie zalana krwią. Mężczyzna
natychmiast zadzwonił, aby zdać relację.
Komentarze
Prześlij komentarz