Rozdział 4 - Ważny trop

 


- Kochanie, wróciłam – zawołała Ula – chodź na śniadanie!

Witek z uśmiechem na twarzy wszedł do kuchni. Kobieta właśnie stawiała na stole kolejną potrawę. W sumie to nic więcej się na nim nie miało szans zmieścić. Mężczyzna czuł się jednak tak głodny, że byłby w stanie zjeść wszystko. Nagle usłyszał muzykę. Znał ją, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Ula podeszła do niego i szepnęła mu do ucha.

- Pamiętasz? To z naszego wesela.

Zaczęli tańczyć. Ula wydawała mu się coraz piękniejsza i czuł, że musi ją pocałować. Zaczął powoli zbliżać się do jej ust i gdy miał złożyć na nich gorący pocałunek… obudził się.

Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu żony. Niestety kobiety nie było w sypialni, ale w zamian za to przeraźliwie wył telefon. Mężczyzna rzucił się, aby go odebrać. Dzwonili z komisariatu. Okazało się, że jest już po ósmej, czyli powinien już być w pracy. Dodatkowo mieli nowe informacje w sprawie Romana Kownickiego. W nocy bowiem ktoś spuścił z opon jego samochodu całe powietrze i wybił wszystkie szyby. Oprócz tego cały lakier był porysowany.

Witek odłożył słuchawkę. Koledzy zaofiarowali, że podjadą po niego, a potem pojadą na miejsce zdarzenia. Mężczyzna wszedł do pokoju syna. Nikogo tam nie zastał. Poszedł do kuchni tam znalazł karteczkę od swojej matki, która informowała go, że zawiozła Filipka do przedszkola i jak będzie potrzebował jej pomocy to może dzwonić bez przeszkód. Mężczyzna zjadł w pośpiechu śniadanie i wyszedł przed dom. W tym samym momencie podjechał wóz. Witek wsiadł i pojechali na sygnale w stronę miasta.

Chłopaki zdali mu raport, gdy pędzili na miejsce zdarzenia. Zepsucie samochodu zgłosiła żona poszkodowanego. Znalazła samochód w takim stanie o siódmej rano, gdy wyjeżdżała na jakieś zebranie. Miała na nim zastąpić męża, który zajmował w ich rodzinnej firmie stanowisko dyrektora. Dojechali na miejsce w ciągu piętnastu minut.

Na miejscu wszystko wyglądało tak jak przypuszczali. Na podwórzu stało czarne BMW, które na całej karoserii miało białe rysy. Wokół niego znajdowało się pełno szkła pochodzącego z szyb pojazdu. Policjanci zrobili parę zdjęć miejsca zbrodni i wypytali żonę właściciela samochodu o okoliczności odnalezienia pojazdu. Innymi słowy przeprowadzili standardowe procedury. Nie znaleźli na miejscu narzędzia zbrodni, chociaż podejrzewali, że zostało to zrobione kluczami.

Zaraz potem pojechali do banku przesłuchać osobę, która otworzyła bandytom drzwi. Okazał się nim mężczyzna, który stosunkowo niedawno zaczął pracować w tej placówce. On także prawdopodobnie zadzwonił po karetkę. Gdy przyjechali na miejsce okazało się, że był to mężczyzna w średnim wieku. Na pierwszy rzut oka wydawał się osobą, która jest roztrzepana i nie zwraca uwagi na szczegóły. Dlatego też prawdopodobnie nie założył żadnych rękawiczek, gdy otwierał drzwi włamywaczom.

- Przez takich ludzi nasza praca jest łatwiejsza – powiedział cicho Młody.

Jego koledzy skomentowali to tłumionym śmiechem. Podejrzanego zabrali na przesłuchanie na komisariat, które jak zwykle przeprowadzał Witek. Tym razem jednak wydawał się nie być sobą. Zadawał pytania po parę razy. Nie zwracał zbytniej uwagi co odpowiada mężczyzna. Przyczyną jego zachowania była jego żona, z którą nadal nie miał kontaktu. Podczas jazdy parę razy dzwonił do niej. Kobieta nadal nie odbierała.

Po dziesięciu minutach przesłuchania Kasprzak przyszedł zastąpić Witka. Wysłał go także na krótką przerwę, bo nie potrzebowali go rozkojarzonego. Potrzebowali jego trzeźwego umysłu do rozwiązania zagadki. Policjant podczas przerwy pojechał od razu do szpitala. Gdy wychodził z komisariatu zaczepił go mężczyzna, który przedstawił się jako dziennikarz pochodzący z Norwegii. Witek jednak nie miał czasu, aby go wysłuchać, więc wysłał go do młodszego kolegi. Sam pojechał prosto do szpitala, aby zająć się sprawą swojej żony. Wiedział, że nie ma szans, aby zajął się tym jakiś oddział. Ula była osobą dorosłą i trzeba było czekać 24 godziny, aby zacząć poszukiwania. Tymczasem mężczyzna nie mógł dokładnie stwierdzić o której godzinie kobieta zaginęła. W szpitalu miała być do godziny siódmej wieczorem, tymczasem teraz dopiero dochodziła dwunasta.

W szpitalu jak zwykle panował harmider. Na korytarzu tłok, wszędzie pełno pacjentów czekających na swoją kolej, czasami przechodziła jakaś pielęgniarka niosąca leki, do któregoś pokoju. Jednym słowem tak jak zwykle.

- Pani Zosiu! – zawołał za jedną z pielęgniarek policjant.

- O witam, panie Witku, a pan tu prywatnie czy służbowo?

- Trudno stwierdzić…

- To w czym mogę pomóc?

- Nie wie pani przypadkiem kto dzisiaj jest na izbie przyjęć?

- Ależ oczywiście, że wiem, doktor Kawczyński.

- Dziękuje pani bardzo.

Witek skierował się do pokoju lekarskiego. Na jego szczęście nie był on pusty. Tylko niestety nie była to jego żona, lecz inny lekarz, który nota bene był jego kolegą. Chodzili razem do szkoły. Gdy zobaczył Witka zaprosił go do środka.

- Mam akurat trochę przerwy, to możemy chwilę pogadać.

- Posłuchaj mam do ciebie pytanie, nie widziałeś dzisiaj Uli?

- Właśnie zastanawiałem się czy nie wzięła dzisiaj urlopu…

- Nie widziałem jej od wczoraj rana i nie mogę się z nią skontaktować…

- Dzisiaj próbowałeś?

- Nie raz…

- Wczoraj z tego co słyszałem było dużo roboty, istnieje możliwość, że nie schodziła wczoraj z sali operacyjnej. Może teraz wróciła do domu.

Witek zdecydował się jeszcze raz zadzwonić do małżonki. Nadal nie odbierała. Zaskoczyło go jednak, że w pokoju rozległ się dzwonek telefonu należącego do jego żony. Razem z Markiem odszukali go. Leżał on pod stertą papierów na biurku. Nie było wątpliwości, że należał on do Ulki, bo na tapecie było zdjęcie Filipka. Mężczyzna przejrzał nieodebrane połączenia. Oprócz tych od niego i z izby przyjęć były dwa, które go zastanowiły.

- Kto to jest Igor? – zapytał.

- Jedyny który mi przychodzi do głowy, to nasz kierowca karetki.

- A co on może mieć do Uli, że dzwonił do niej dwa razy?

- Nie mam pojęcia, kierowcy karetek zazwyczaj nie dzwonią do lekarzy.

- Idę nim pogadać jakbyś mógł w wolnej chwili sprawdzić z kim wczoraj Ulka miała dyżur byłbym ci bardzo wdzięczny.

- Zobaczę co da się zrobić.

Po rozmowie z Igorem Witek nie dowiedział się niczego nowego. Poznał powód jego telefonów, ale on też nie miał z nią kontaktu. Zastanawiając się nad przyczyną zaginięcia jego żony wrócił na komisariat. Z wypadu do szpitala dowiedział się, że Uli tam nie ma i prawdopodobnie nie było jej od wczoraj. Ze zwieszoną głową usiadł przy swoim biurku. Nie usłyszał jak wołał go jeden z jego kolegów. Dopiero, gdy szturchnął go w ramię wrócił do rzeczywistości.

- Co jest? – zapytał.

- Myślę, że mam dla ciebie coś co cię zainteresuje - powiedział Waldek, który pełnił rolę dyżurnego policjanta. – Ten Norweg co go dzisiaj do mnie przysłałeś przyniósł pewien film, na którym…

- Wybacz, ale nie interesuje mnie to. Mam na głowię już swoją sprawę, a na dodatek mam problemy rodzinne.

- Właśnie dlatego powinieneś to obejrzeć.

Z pewną niechęcią Witek włączył taśmę. Od razu ukazała się postać mężczyzny, którego spotkał dzisiaj rano. Mówił coś w języku, którego mężczyzna nie rozumiał, zapewne po norwesku. W tle widać było szpital, w którym pracowała jego żona, oraz przylegającą do niego kamienicę.  Z pojedynczych słów dziennikarza mógł wywnioskować, że mówi on o wystawie Henrika Bardla, o której słyszał w radiu. Gdy zaczął się zastanawiać po co pokazuje mu ten film na ekranie zobaczył swoja żonę. Usiłowała przejść przez ulicę. W końcu zdecydowała się to zrobić. Wtedy w kadr wjechała rozpędzona karetka pogotowia. Jechała na sygnale i wyraźnie przekraczała dopuszczalną prędkość. Po chwili było słychać pisk opon, jakiś mężczyzna głośno przeklął. Najprawdopodobniej był to ktoś z siedzących w karetce. Nie było wątpliwości, że samochód uderzył w kobietę. Po chwili film urwał się. Policjant jeszcze przez chwilę wpatrywał się w ekran.  

- Mamy podejrzenia, że to właśnie ta karetka brała udział w napadzie na bank. – przerwał ciszę Kasprzak.

- Ale dlaczego ona weszła na ulicę, gdy jechała ta karetka? – powiedział Witek wyraźnie zamyślony.

- Prawdopodobnie przypuszczała, że wjedzie na teren szpitala. Z tego co się orientujemy to powinna skręcić w bramę, którą widzieliśmy.

- Nie mamy pewności czy karetka uderzyła w twoją żonę – powiedział Młody – na filmie tego nie widać. Nie wiemy także co się stało dalej z samochodem.

- Młody ma rację, może twoja żona wcale nie ucierpiała…

Przez kolejne dwie godziny Witek wpatrywał się w film. Przesuwał do przodu, cofał, zatrzymywał co chwilę próbując wychwycić szczegóły. Chciał znaleźć wyraźny dowód na to, że samochód nie uderzył w Ulę. Jednak, tak jak mówili jego koledzy, nie mógł tego jednoznacznie stwierdzić. W zamian za to odnalazł na filmie dwie osoby, które mogły mu powiedzieć co się stało. Jedną z nich był bezdomny mężczyzna, który stał w bramie przylegającej do szpitala. Drugą natomiast była kobieta, która całe wydarzenie widziała z pewnej wysokości, ponieważ wyglądała akurat przez okno znajdujące się na najwyższym piętrze.

Postanowił ich odnaleźć. Od kiedy trafił na jakiś ślad swojej żony nie mógł przestać o tym myśleć. Nie mógł jednak zaniedbać swojej pracy. Dlatego zaczął przeglądać akta. Uwagę jego przykuło jedno zdanie, które wypowiedział ochroniarz. Jeden ze sprawców musiał wyjechać. Miał wezwanie. Przez chwilę zastanawiał się kogo można wezwać. Od razu na myśl przyszły mu trzy rzeczy: policję, straż pożarną oraz karetkę. Pierwsze od razu odrzucił. Wiedział, że nikt z tego komisariatu nie był w to zamieszany, a był to jedyny komisariat w okolicy 50 km, więc inny policjant także nie wchodził w grę. Jako druga była straż pożarna. Jego kolega był strażakiem, więc od razu do niego zadzwonił. Okazało się, że tamtego dnia pierwsze wezwanie mieli o godzinie 10, to było prawie godzinę po napadzie, więc ta możliwość również odpadała.

- Chłopaki, zbieramy się – powiedział Witek wstając zza biurka. – Jedziemy do szpitala.

- Ale po co? Przecież dobrze wiesz, że twojej żony tam nie będzie. – powiedział Kasprzak.

- To nie ma nic wspólnego z moją żoną. Prawdopodobnie znalazłem jednego ze sprawców napadów.

W radiowozie mężczyzna wyjaśnił kolegą jak doszedł do tego, że któryś z kierowców pracujących w szpitalu jest zamieszany w sprawę.

Komentarze