Pistolet
- Krzysiek przynieś wołowinę! – Krzyknął kucharz.
Krzysiek od miesiąca pracował w dużej restauracji jako pomoc kuchenna. Innymi słowy wykonywał polecenia reszty pracowników. Jeden kucharz chciał mięsa, drugi aby posprzątać jego stanowisko, a jeszcze innemu potrzebne były banany.
Dodatkowo właściciel wymagał, aby podłoga zawsze lśniła czystością. Nieraz się także zdarzało, że pomagał przy wyładowaniu ciężarówki z zaopatrzeniem. Pracował ciężko, ale nie narzekał. Od czasu kiedy zachorowała jego najmłodsza córeczka każdy grosz szedł na jej leczenieDlatego tym razem, tak jak zawsze, z uśmiechem poszedł po wołowinę. Po drodze wpadł na niego kelner niosący niedojedzony barszcz. W wyniku zderzenia na ciuchach Krzyśka powstała wielka plama. Mężczyzna mruknął, że to nie szkodzi i zaczął już wycierać podłogę, aby potem znów pobiec po mięso dla kucharza. Nagle rozległ się odgłos strzału i krzyk ludzi. Krzysztof oddał kucharzowi to czego potrzebował i wyszedł na salę, aby zobaczyć co się stało. W tym czasie można było usłyszeć jeszcze kilka strzałów. Gdy Krzysiek wyszedł z kuchni jego oczom ukazał się przerażający widok. Wiele stolików i krzeseł było poprzewracanych. Z tych które stały ciekły powoli resztki zupy. Na podłodze leżało z jakieś dziesięć zabitych osób reszta gości albo uciekła, albo chowała się za przewróconymi meblami. W dodatku wszędzie była krew. Jej kałuże były na podłodze, była na ścianach, meblach i twarzach gości. Ten widok go wręcz sparaliżował. Nie mógł się nawet odezwać choć koledzy z kuchni pytali go co się stało. Nagle poczuł, że ktoś coś mu dał. Dopiero po chwili zorientował się, że trzyma w ręku pistolet. Już po chwili leżał twarzą przy podłodze przyciskany do niej kolanem, a policjant zakładał mu kajdanki. Gdy był prowadzony do radiowozu widział jak funkcjonariusze przesłuchiwali pechowych gości restauracji.
Wszystko tak szybko się
potoczyło. Jeszcze przed chwilą Krzysiek z uśmiechem na ustach sprzątał kuchnię
w restauracji, a teraz siedział w areszcie nie mając pojęcia co się z nim
dzieje. Było mu zimno i ciasno, bo w małej celi przebywało prawie dwudziestu
mężczyzn. Przez co przysługiwał mu mały kawałek pomieszczenia, na którym mógł
tylko siedzieć. Po godzinie na komisariacie, gdzie Krzysiek był przetrzymywany,
pojawiła się jego żona. Próbowała się dowiedzieć co się stało z jej małżonkiem,
dlaczego został wyprowadzony z pracy. Niestety policjanci mało co mogli jej
powiedzieć. Dowiedziała się tylko, że mężczyzna jest sprawcą jakiejś masakry.
Od małżonka też niewiele się dowiedziała. Był w takim szoku, że nie wiedział w
ogóle jak się znalazł w areszcie.
Po dwóch tygodniach do Krzysztofa
przyszedł adwokat. Z racji, że mężczyzny nie było stać na prawnika, został mu
przydzielony z urzędu. Przedstawił mu jak wygląda jego sytuacja. Był to młody
mężczyzna. Wyglądał na bardzo niezadowolonego z racji, że musiał go bronić.
Cała sprawa zdawała się go nie interesować i najzwyczajniej w świecie nudzić.
Każde słowo, które wypowiadał Krzysiek przyjmował z westchnięciem.
Na pierwszej rozprawie na sali
oprócz oskarżonego przesłuchiwano także gości będących świadkiem zdarzenia.
Jako pierwszy pojawił się wysoki mężczyzna w średnim wieku. Przedstawił się
jako Marcin Podolski i był właścicielem jednej z kamienic znajdującej się na
jednej z głównych ulic. Krzysiek rozpoznał w mężczyźnie jednego ze stałych
klientów. Składał zeznania bardzo powoli.
- Kiedy ten atak miał miejsce siedziałem we wspomnianej już
restauracji. Czekałem na jednego z moich lokatorów popijając kawę. Nagle do
środka wbiegło paru mężczyzn. Nie wiem dokładnie ilu ich było. Siedziałem tyłem
do drzwi. Zanim się obróciłem w stronę drzwi padł pierwszy strzał. Zaczęła się
panika. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać. Pierwsze co zrobiłem, to udałem się
w stronę łazienki. Podczas, gdy siedziałem tam z parunastoma innymi ludźmi
padło jeszcze parę strzałów. W między czasie zadzwoniłem na policję. Gdy
usłyszałem, że strzały ucichły wyszedłem z łazienki. Miałem nadzieję, że poszli
już sobie. W tym samym momencie dało się usłyszeć, że przyjechała policja. Moim
oczom ukazał się straszny widok. W całej restauracji było pełno krwi. Oprócz
tego wszystkie stoły i krzesła były poprzewracane. Na podłodze leżało dużo zabitych
lub postrzelonych ludzi. Na środku sali stał oskarżony z pistoletem w ręku cały
we krwi. Od razu pomyślałem, że to jest właśnie sprawca tego wszystkiego. Po
chwili wkroczyła policja i aresztowała oskarżonego, który nawet nie drgnął.
Po zakończonej wypowiedzi świadka
przyszła kolej na pytania ze strony prokuratora i obrońcy. Oboje jednak
zrezygnowali z tego przywileju. Tak samo było przy kolejnych świadkach. Jednym
słowem wszystko wskazywało na to, że Krzysztof długo nie wyjdzie z więzienia.
Nikt nie potwierdził jego alibi, ponieważ żadnego z pracowników kuchni obrońca
nie powołał. Chociaż Krzysiek zeznał wszystko co wiedział, to i tak nic to nie
dało. Jego żona ze łzami w oczach śledziła to co się działo na rozprawie. Z
każdym świadkiem była coraz bardziej przygnębiona. Zdawała sobie bowiem sprawę
z tego co jej grozi. Nieraz słyszała o takich sprawach od przyjaciółki, która
była prawnikiem.
Wtedy właśnie wpadła na pomysł,
aby poprosić ją o pomoc. Wiedziała, że Anka, bo tak właśnie miała na imię
koleżanka, była na zagranicznych wakacjach. Miała jednak nadzieję, że
przynajmniej doradzi co robić w tej sytuacji. Najpierw jednak postanowiła
skonsultować się z mężem.
Podczas następnych odwiedzin
poruszyła ten temat. Mężczyzna był już jednak zrezygnowany. Bąknął jej tylko
„jeśli tak uważasz” i zamilkł. Kobieta jednak postanowiła działać.
Anka odezwała się już po drugim
sygnale. Głos miała wesoły i wydawało się, że ten telefon przerwał jej jakąś
zabawę. Wiktoria miała przez chwilę wyrzuty sumienia, że przerwała koleżance
urlop.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam – zaczęła.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała Anka. – Wiesz przecież,
że możesz do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Mów od razu co się stało.
- Skąd wiesz, że coś się stało?
- Słyszę po twoim głosie. Znam cię na tyle dobrze, że wiem
gdy coś jest nie tak. Więc co się dzieje?
- Chciałabym cię prosić o radę w pewnej sytuacji.
Wiktoria streściła prawniczce co
się działo w ciągu ostatniego tygodnia. Gdy tylko skończyła Anka od razu
powiedziała, że jutro będzie w kraju i wszystkim się zajmie.
Od czasu kiedy Anka zajęła się
sprawą przyszłość Krzyśka zaczęła przybierać inny obrót. Powołała nowych
świadków i poprosiła o powtórne przesłuchanie tych już przesłuchanych. Okazało
się, że poprzedni pełnomocnik Krzysztofa nawet nie zrobił żadnego ruchu, aby znaleźć
coś na obronę swojego klienta. Po prostu przyjął, że jest on winny, a skoro nie
płacą mu za bronienie jego, to nie musi się starać. Z tego powodu Anka
wysłuchała jeszcze raz wersji wydarzeń Krzyśka.
- Musisz powiedzieć mi wszystko co pamiętasz. Każdy szczegół
jest ważny – namawiała mężczyznę prawniczka podczas jednego z ich spotkań w
areszcie.
- Postaram się…
- To zacznijmy od początku. Co robiłeś tamtego dnia?
- Tak jak zwykle sprzątałem stanowiska pracy i przynosiłem
to co komu było potrzebne. W pewnym momencie usłyszałem strzały. Poszedłem
zobaczyć co się stało. Wtedy zobaczyłem ten okropny widok. Wszędzie była krew,
poprzewracane stoły i krzesła. Dookoła leżeli ludzie. Ten widok mnie
sparaliżował. Nie wiem co się ze mną działo. Ocknąłem się dopiero, gdy
policjant zakładał mi kajdanki.
- Wtedy prawdopodobnie sprawca włożył ci pistolet do ręki.
Pozostaje jeszcze sprawa plamy na twoim fartuchu. Mówią, że to jest krew. Wiesz
coś na ten temat?
- Z tego co sobie przypominam to ktoś wleciał na mnie z
barszczem.
- Jeśli to prawda, to możemy to wykazać w sądzie. Postaram
się także pokazać, że to nie ty strzelałeś, ponieważ nie powinno być twoich
odcisków palców na spuście. Badali cię na obecność prochu na rękach?
- Nie… raczej nie…
- Niedobrze, ale wciąż możemy sprawdzić twoje ubranie. Nie
martw się, wyciągnę cię stąd.
Na następnej rozprawie Ance udało
się wykazać, to o czym wspominała Krzyśkowi. Po powtórnych badaniach fartucha i
broni okazało się, że na materiale nie znaleziono śladów krwi, natomiast na
pistolecie, co prawda były jego odciski palców, ale były w takich miejscach, że
można było od razu stwierdzić, że Krzysiek nie mógł strzelać. Dodatkowo żaden
ze świadków nie widział mężczyzny, aby strzelał. Nie znaleziono również śladów
prochu. Przesłuchano także pracowników kuchni, w której pracował mężczyzna.
Większość z nich potwierdziła alibi Krzyśka. Wyglądało na to, że wszystko
zaczyna wracać na dobrą drogę. Nawet Krzysztof zaczął w to powoli wierzyć, a na
jego wyniszczonej twarzy można było zauważyć cień uśmiechu. Pozostało tylko
czekać na wyrok sądu.
„Sąd postanawia, że Krzysztof
Marzec jest niewinny” te słowa, które wypowiedział sędzia były chyba
najlepszymi słowami, które mężczyzna usłyszał w życiu. Poczuł się jakby obudził
się z koszmarnego snu. Mógł w końcu wrócić do żony i do córeczki.
- Słuchaj Anka będę ci wdzięczny do końca życia – powiedział
mężczyzna, gdy po raz pierwszy od ponad miesiąca wyszedł z sądu jako wolny
człowiek.
- Ależ nie ma sprawy. Ważne, że udało nam się wykazać, że
jesteś niewinny. Jeszcze złożymy wniosek o odszkodowanie z powodu trzymania cię
w areszcie i wszystko wróci na swoje miejsce.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił…
- Przestań już, czego się nie robi dla przyjaciół,
szczególnie gdy są w potrzebie. Cieszę się, że mogłam pomóc. A teraz dosyć tego
gadania chodźmy lepiej na jakąś kawę…
Komentarze
Prześlij komentarz