Bilet
Zima w mieście nie należy do najurodziwszych krajobrazów. Żadnych kolorów. Sama szarość. Ciemne niebo, na ulicy rozdeptane resztki śniegu. Ludzie w grubych płaszczach przemykają tylko ulicami. Nikt się nie zatrzyma, aby porozmawiać, nikt nie ogląda wystaw. Parki są puste. Czasami tylko ktoś przejdzie z psem. Każdy jak najszybciej chce się dostać do jakiegoś pomieszczenia, aby rozgrzać zmarznięte ciało. Wśród tych osób można było zauważyć jedną wyróżniającą się postać. W za dużym płaszczu przechadzała się z nogi na nogę. Co jakiś czas spojrzała na jakąś wystawę. Innym razem obserwowała mijających ją ludzi. Wyraźnie było widać, że nigdzie jej się nie spieszy. W czasie, gdy większość biegła do domu, ona ze spokojem kopała pozostałości śniegu. W końcu dotarła do domu. Energicznie naciskając dzwonek sprawiła, że wyszła druga bardzo do niej podobna kobieta.
- Ach, to ty Zosiu, znowu zapomniałaś klucza? – powiedziała
robiąc miejsce w drzwiach, aby mogła wejść do środka.
Kobieta bez słowa weszła i zdjęła
płaszcz. W tym czasie druga z pań z niecierpliwością wpatrywała się w przybyłą.
Wyraźnie czekała na jakąś ważną wiadomość. Gdy Zosia skierowała się do swojego
pokoju, tamta natychmiast ją zatrzymała.
- Ewka, jestem zmęczona i nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
Po tych słowach odwróciła się w
stronę siostry. Miała opuchnięte oczy, z nosa jej ciekło, a po policzkach
ściekały jeszcze ostatnie łzy, które Zosia szybko starła wierzchem dłoni.
- Co się stało kochana? – Ewa przytuliła ją do siebie. – Znowu
się nie udało?
Dziewczyna pokiwała tylko głową.
Po chwili już siedziała z kubkiem gorącej herbaty w ręce i opowiadała siostrze
przebieg kolejnej rozmowy kwalifikacyjnej. Jako historyk z wykształcenia od pół
roku nie mogła znaleźć pracy. W czerwcu bowiem padła ofiarą cięcia kadr i od
tego czasu przesiadywała w domu. Nie pomagał jej nawet fakt, że miała skończone
dwa kursy podyplomowe. W szkole nie potrzebowali historyków, natomiast innych
pracodawców nie potrafiła przekonać do siebie.
- Nawet tam nie weszłam –
wydusiła w końcu z siebie.
- Ale dlaczego? Nikogo nie było?
Za dużo ludzi? – Ewka próbowała wydusić z niej informacje.
- To nie o to chodzi. Przede mną
były tylko dwie osoby…
- To w czym problem?
- On tam był.
On – mężczyzna pod trzydziestkę,
wysoki brunet na widok którego nie jednej dziewczynie mocniej zabiło serce. W
dodatku ex-narzeczony Zosi, którą zranił dotkliwie miesiąc przed ślubem. Do tej
pory dziewczyna nie może się pozbierać. W domu Kłudczyńskich nie można było
wypowiadać jego imienia. Utrata kochanego mężczyzny oraz nagła strata pracy
nałożyły się na siebie i spowodowały, że Zosia straciła poczucie własnej
wartości.
- Ale przecież mówiłaś, że pracuje w jakiej innej firmie.
- Bo tak było, ale widocznie zmienił. Ja nie zamierzam razem
z nim pracować.
- To zrozumiałe. Kiedy masz następną rozmowę?
- W tym miesiącu nie mam już żadnej.
- Czyli jutro jesteś cały dzień w domu?
- No tak…
- To mogłabyś się zająć dziećmi, bo ja mam jutro jakieś
zebranie i będę późno, a Kuba dopiero wieczorem wróci z Paryża.
- Jasne, przecież wiesz, że pod tym względem możesz na mnie
liczyć. Po sesji u psychiatry jestem do twojej dyspozycji.
W tym trudnym dla niej okresie
jedynym pocieszeniem była możliwość przebywanie z dziećmi. Z trzyletnim
Krzysiem i siedmioletnią Marysią mogłaby siedzieć na okrągło. Uwielbiała z nimi
rozmawiać oraz bawić się. W ten sposób choć na chwilę mogła oderwać się od
rzeczywistości i zapomnieć o wszystkich troskach. W głębi duszy zazdrościła
młodszej siostrze jej pociech. Sama od
wielu lat marzyła o mężu i gromadce dzieci. Miała także nadzieję, że Roman,
znany teraz jako on, będzie głową tej rodziny.
Tak jak zapowiedziała tak
zrobiła. Zaraz po wizycie u doktora Łysińskiego, który od paru miesięcy
próbował przywrócić jej wiarę w siebie, poszła odebrać dzieciaki. Razem
postanowili, że pójdą na sanki dopóki w parku jest jeszcze trochę śniegu. Tak
jak przypuszczali górka była już okupowana przez dwie matki z dziećmi. Nie przeszkadzało
to im. Tym lepiej. Im więcej dzieci, tym lepsza zabawa. Marysia niemalże od
razu zaczęła się bawić z dziewczynką w podobnym wieku. Zosi w takim wypadku
zostawała zabawa z Krzysiem. Razem z chłopcem zjeżdżała z górki krzycząc wesoło
„z drogi śledzie!” do przechodzących parkowymi alejkami ludzi.
Uwagę Zosi zwróciła jedna para.
Młoda kobieta i wysoki mężczyzna weszli do parku szybkim krokiem. Dziewczyna
obserwowała parę z górki. Gdy stanęli na środku mężczyzna zaczął gwałtownie
gestykulować. Dochodziły także do niej niektóre ich słowa. Było wyraźnie widać,
że się kłócą. Nagle kobieta coś mu oddała i wzburzona odeszła. Zosi
przypomniała się sytuacja, kiedy ona rozstawała się z narzeczonym. Zrobiła tak
samo jak kobieta. Oddała mu pierścionek i odwróciła się na pięcie. Z zamyślenia
wyrwał ją Krzysiu.
- Z gólki, z gólki – namawiał ją, aby usiadła na sankach.
Dziewczyna uległa namową
siostrzeńca i razem z nim zjechała na sankach. Zmierzali wprost na opuszczonego
przed chwilą mężczyznę. Głośne „uwaga!” wyrwało go z zadumy i w ostatnim momencie
odskoczył. Gdy sanki zatrzymały się Zosia podeszła do niego.
- Bardzo przepraszam, że wyrwałam pana z zamyślenia.
- Ależ nic się nie stało – odpowiedział.
Mężczyzna wydawał się nie obecny
duchem. Na jego twarzy nie było widać, aby interesował się tym, że przed chwilą
mógł zostać potrącony przez rozpędzone sanki.
Gdy dziewczyna chciała od niego odejść mężczyzna nagle chwycił ją za
ramię.
- Mam coś dla pani – powiedział i wcisnął jej coś do dłoni.
Zosia obejrzała „prezent”. Był to
podwójny bilet na kabaret o dość prostej nazwie „Raz”. W dodatku przedstawienie
miało się odbyć w przyszłym tygodniu.
- Ale… to przecież pański bilet – powiedziała zaskoczona
dziewczyna.
- Mi się już nie przyda.
- Ale ja nie mam pieniędzy, żeby go od pana odkupić.
- Nie musi pani płacić, to jest prezent. Powiedzmy, że za
uratowanie życia.
Mężczyzna uśmiechnął się
tajemniczo i odszedł. Zosi nie zostało nic innego jak schować bilet do kieszeni
i zabrać dzieciaki do domu, gdyż robiło się już powoli ciemno.
Wieczorem Zosia opowiedziała o
swojej przygodzie siostrze i jej mężowi, który dopiero co wrócił z
delegacji. Chciała podarować im ten
bilet z okazji zbliżającej się dużymi krokami ich rocznicy ślubu. Kuba jednak
wyraźnie się temu sprzeciwił.
- Moim zdaniem to ty powinnaś iść na to przedstawienie. Weź
ze sobą Ewkę i się zabawcie.
- W pełni popieram… - wtrąciła się Ewa. – Tobie jest to
potrzebne. Rozerwiesz się trochę.
- Nie wiem… - wahała się Zosia.
- Ale ja wiem, kiedy to jest?
- W przyszły czwartek o 19:00.
- Czyli dokładnie za tydzień o tej porze będziemy siedziały…
w którym rzędzie?
- W pierwszym.
- Ooo… jeszcze lepiej będziemy siedziały w pierwszym rzędzie
nie mogąc się powstrzymać od śmiechu. Przynajmniej zapomnisz o wszystkim z czym
musisz się mierzyć na co dzień. Czyli jesteśmy umówione?
- Skoro tak mówisz…
Zrobili tak jak ustalił Kuba.
Zosi nie udało się przekonać małżeństwa, aby to oni poszli na przedstawienie.
Nie pomógł nawet argument opieki nad dziećmi, ponieważ mężczyzna bardzo chętnie
został ze swoimi pociechami. Tym bardziej, że po trzydniowym wyjeździe na
delegację postanowił nadrobić z nimi stracony czas.
Gdy kobiety znalazły się już na
swoim miejscu Zosia poczuła się, jak za czasów dzieciństwa. Pamiętała doskonale
jak babcia zabierała je na różne przedstawienia. Za każdym razem dziewczyna z
wypiekami na twarzy czekała, aż rozpocznie się sztuka. Tak było również teraz,
chociaż miała prawie trzydzieści lat nadal przeżywała to jak mała dziewczynka.
Nagle zgasły światła. Pozostało tylko lekkie oświetlenie padające na scenę.
Przy głośnym aplauzie pokazali się kabareciarze. Grupa składała się z kobiety i
dwóch mężczyzn.
Przedstawienie trwało już
godzinę. Wszyscy bawili się wyśmienicie. Zosi nie raz płynęły łzy ze śmiechu, a
uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Proszę państwa – zapowiedział Antek, lider kabaretu. –
Będziemy przedstawiać teraz teleturniej „Kto
pierwszy ten mądrzejszy”. Poprowadzi go Gertruda Kowalska.
Przy głośnych oklaskach kobieta
weszła na scenę.
- Witam państwa w dzisiejszym odcinku będziemy rozmawiać na
temat życia na wsi. Zapraszam naszego pierwszego uczestnika. Pan Wiesław, rolnik.
Na scenie pojawił się mężczyzna
ubrany w mocno wytarte ogrodniczki i koszulę w kratkę.
- Następny zawodnik to pan Zygfryd, urzędnik.
Tym razem wszedł mężczyzna ubrany
w garnitur, a jego włosy były starannie ułożone na żel w przeciwieństwie do
rolnika. On na głowie miał kompletne wariactwo, a gdzieniegdzie można było
zauważyć także wetkaną słomę.
- Trzecim zawodnikiem tradycyjnie będzie ktoś z
publiczności.
Po tych słowach kobieta podeszła
do krańca estrady i wzrokiem szukała odpowiedniej osoby. Zatrzymała się przy
Zosi. Przez chwilę się jej przypatrywała. A później przy słowach „może pani”
poprosiła ją na scenę. Dziewczyna tylko spojrzała na siostrę.
- Bądź sobą – szepnęła jej Ewa na odchodne.
- Jak pani ma na imię? – zapytała prowadząca i dodała
szeptem – nie musi to być prawdziwe pani imię.
- Zdzicha – odpowiedziała dziewczyna do podstawionego jej
mikrofonu.
- Witamy zatem panią Zdzisławę i zapraszamy na miejsce.
- Jeśli można – wtrąciła się Zosia – wolałabym, aby zwracano
się do mnie Zdzicha, a nie Zdzisława.
- A jest jakiś powód? – zapytała zaskoczona prowadząca.
- Zdzisława tak wszyscy
mówią do mojej babci, po której nota bene odziedziczyłam imię. A jak widać ja
moją babcią nie jestem.
W następnej części występu uczestnicy
teleturnieju odpowiadali na różne dziwne pytania. Zaskoczeniem dla satyryków
był fakt, iż Zosia miała stosunkowo dużo do powiedzenia. Sprawiło to, że jeden
z mężczyzn musiał iść za kulisy po mikrofon dla niej. Ewa była nawet zaskoczona
humorem siostry. Ten skecz sprawił, że prawie cała publiczność zwijała się ze
śmiechu.
Kobiety wyszły z teatru
zadowolone. Bolały ich mięśnie brzucha i szczęki od nieustannego śmiechu. Na
policzkach widniały także ślady dopiero co zaschniętych łez.
- Coś się stało? – zapytał zaniepokojony Kuba, gdy Ewa z
Zosią wróciły do domu.
- Nie, nic – odpowiedziały.
- Ale przecież widzę, że płakałyście.
- To ze śmiechu – powiedziała Ewa. – W sumie to nie miałam
pojęcia, że moja siostra tak dobrze sobie radzi na scenie.
- A co wzięli ją na środek?
- No przecież mówię. I poradziła sobie w wielkim stylu.
Niedostawała od reszty ekipy.
- To się chwali.
Po paru dniach kiedy Zosia znowu
wróciła do swojej szarej rzeczywistości wydarzyła się rzecz nieoczekiwana. Marysia
jak co sobotę czytała krótkie artykuły z gazet szlifując naukę czytania.
- Poszukiwana kobieta – dziewczynka przeczytała powoli tytuł
jednego z reportaży.
- Znowu ktoś zaginął – skomentowała Ewa nie odrywając się od
przygotowywania śniadania.
- 17 lutego tego roku w Poznaniu na przedstawieniu kabaretu
Raz na scenę została zaproszona pewna kobieta.
- Zośka, chodź tu natychmiast! – przerwała córce kobieta.
Do kuchni weszła zaspana
dziewczyna. Na twarzy miała jeszcze odciski poduszki i nieobecnym wzrokiem
rozejrzała się po pomieszczeniu.
- O co chodzi? – zapytała nalewając sobie filiżankę kawy.
- Jest o tobie w gazecie.
- Co? To niemożliwe. Niby dlaczego ktoś miałby o mnie
napisać w gazecie.
- Marysiu przeczytaj jeszcze raz to samo zdanie.
Dziewczynka posłusznie wypełniła
polecenie matki. Niedane jej jednak było przeczytać dalszego ciągu, gdyż ciotka
wyrwała jej gazetę. Z wypiekami na twarzy czytała dalszy ciąg. Marysia i Ewa
wpatrywały się w nią z niecierpliwością. Na twarzy Zosi tymczasem stopniowo
pojawiał się uśmiech.
- Powiedz wreszcie co tam jest napisane – niewytrzymała w
końcu Ewa.
Dziewczyna wyglądała przez chwilę
jak wyrwana z innego, lepszego świata. Powiedziała tylko, że to niemożliwe i
już chciała opuścić kuchnię razem z gazetą. Powstrzymała ją jednak siostra.
Spojrzała na nią zmuszając do czytania. Zaczęła z lekką niechęcią.
- „17 lutego tego roku w Poznaniu na przedstawieniu kabaretu
Raz na scenę została zaproszona pewna kobieta. Szatynka, średniego wzrostu.
Wystąpiła razem z nami w skeczu pt. „Teleturniej”. Bardzo nam zależy na tym,
aby ta kobieta się z nami skontaktowała. Jesteśmy zachwyceni jej występem i
mamy dla niej bardzo atrakcyjną propozycję.” Dalej jest podany mail, na który
mam napisać i podpis Kabaret Raz.
- To super wiadomość! Rozumiem, że od razu będziesz do nich
pisać.
- Wcale nie mam takiego zamiaru.
- Ale dlaczego? Przecież mają dla ciebie coś specjalnego,
czekają na wiadomość od ciebie.
- A przecież nie musiałam czytać tej gazety. A poza tym jak
napiszę to i tak się okaże, że to nie aktualne, że zgłosił się już ktoś przede
mną…
- Ale nie zaszkodzi spróbować.
Zosia odeszła, ale Ewa wiedziała,
że zmusiła siostrę do przemyślenia tej sprawy jeszcze raz. I być może do zmiany
zdania. Po paru dniach kobieta zaczęła wypytywać ją o to czy już się
skontaktowała z kabaretem. Na początku Zosia odpowiadała wymijająco. W końcu
udało się z niej wydusić, że maila napisała, ale nie starczyło jej odwagi, aby
sprawdzić czy przyszła odpowiedź. Gdy to Ewa usłyszała od razu zaciągnęła ją do
laptopa i kazała jej wejść na skrzynkę. Dziewczyna zrobiła posłusznie to, co
kazała jej młodsza siostra. Gdy się jednak okazało, że coś do niej przyszło, to
poprosiła Ewkę, aby to ona przeczytała, bo sama nie była w stanie tego zrobić.
Witam Pani Zofio,
Bardzo nas cieszy, że
skontaktowała się Pani z nami. Oglądając występ nagrany w Poznaniu
stwierdziliśmy, że skecz, w którym Pani nam towarzyszyła wyszedł nam bardzo
dobrze. W dużym stopniu to także Pani zasługa. Po raz pierwszy zdarzyło się
nam, że osoba zaproszona z publiczności tak dużo mówiła. Nie jest także
tajemnicą, że od jakiegoś czasu poszukujemy nowej osoby do naszego składu. W
związku z tym mamy dla Pani propozycję. Chcielibyśmy, aby dołączyła Pani do
nas. Proponuję także spotkanie, gdzie będziemy mogli wszyscy o tym porozmawiać
na spokojnie. Następny występ w Poznaniu mamy 7 marca, o godzinie 18.
Przedstawienie będzie trwało do godziny 20. Będziemy wdzięczni jeżeli
spotkałaby się Pani z nami po występie. Będziemy czekać na Panią w Teatrze
Nowym pół godziny po zakończeniu. Pozdrawiam
Antoni Burzyński
Po przeczytaniu wiadomości w
pokoju przez chwilę panowała kompletna cisza.
- A widzisz, jednak odpisali – przerwała ją Ewa.
- Który dzisiaj jest? – zapytała przerażona Zosia.
- 7 marca.
- A która godzina?
- Zbliża się siódma.
Dziewczyna podniosła się z krzesła
jak rażona piorunem. Siostra przyglądała się jej dziwnym wzrokiem jak latała z
kąta w kąt. Rzucała ubraniami, malowała się w biegu i próbowała ułożyć sobie
włosy.
- Co ty robisz? – niewytrzymała w końcu.
- Jak to co? Wychodzę. Została mi niecała godzina i spory
kawałek do przejechania. A właśnie, pożyczysz samochód?
- Eee… jasne.
W mgnieniu oka dziewczyna
siedziała już w samochodzie. Gdy dojechała na miejsce wokół teatru było pusto.
- Czyżby przedstawienie jeszcze trwało? – mruknęła do
siebie.
W holu było cicho, jedyną osobą
był ochroniarz, który przechadzał się wolnym krokiem. Od niego dowiedziała się,
że występ skończył się już jakieś dwadzieścia minut temu. W dodatku nie chciał
jej wpuścić do garderoby, gdzie czekali na nią satyrycy. Twierdził, że artyści
opuścili już teatr. Dziewczynie jednak coś mówiło, że mężczyzna się mylił.
Odszukała dlatego na parkingu samochód należący do kabaretu. I to tam
postanowiła na nich czekać. Po piętnastu minutach z budynku wyszło paru
mężczyzn, którzy targali jakieś skrzynie i zaczęli je wkładać do pojazdu, przy
którym czekała dziewczyna. Dopiero na końcu wyszła trójka osób, na które
czekała. Zrobiła parę głębokich oddechów i podeszła do nich wolnym krokiem.
- Dobry wieczór, jestem Zofia Maczkowska. Państwo się ze mną
kontaktowali w sprawie państwa występu…
- A to pani chce z nami umówić się na kolejny termin. To
proszę się z nami skontaktować jutro. Dzisiaj jesteśmy już trochę zmęczeni –
przerwała jej kobieta.
- Nie Zytko – odpowiedział jej jeden z mężczyzn z uśmiechem.
– Ta pani przyszła do nas w innej sprawie.
Antoni wytłumaczył kolegom
dlaczego poprosił Zosię o rozmowę. Dziewczyna zaprosiła kabareciarzy do
pobliskiej restauracji. Tam zjedli wspólnie kolację uzgadniając szczegóły
współpracy. Po raz pierwszy w życiu dziewczyna była tak komplementowana, w
gruncie rzeczy przez obcych ludzi. Podziwiali ją za to, że w odróżnieniu od
innych wyciąganych przez nich na scenę ludzi, nie milczała. A nawet wręcz
przeciwnie, na równi z nimi bawiła publiczność. Po godzinie ustalenia dobiegły końca,
a Antek mógł powiedzieć ściskając dłoń Zosi:
- Witamy w zespole.
***
Oklaski długo nie cichły w sali
Teatru w Poznaniu. Cztery osoby stały na scenie i kłaniały się po raz piąty.
- Jeszcze raz bardzo dziękujemy – powiedział Antek starając
się przekrzyczeć brawa. – Wystąpili dla
państwa: Zyta Kowalewska, Zofia ‘Zdzicha’ Makowska, Robert ‘Baner’ Bakowski…
- … i Antek ‘Burza’ Burzyński – przedstawiła lidera Zosia.
- Kabaret Razz.
Artyści zeszli ze sceny. Nie było
to jednak ostateczne pożegnanie. Bowiem mieli jeszcze w planach spotkanie z
fanami. Jako pierwsze już w garderobie do Zosi podeszło małżeństwo z dzieckiem.
- Marysiu, jak ty wyrosłaś – zawołała dziewczyna, gdy
ujrzała swoją siostrzenicę.
- W końcu nie było ciebie prawie rok – powiedziała Ewa. – Żebyś
tylko widziała jaki Krzysiek jest duży.
- Ach, jak ja go dawno nie widziałam.
- A telefonu też rzadko używasz od kiedy przeprowadziłaś się
do Zielonej Góry.
- A tak w ogóle jak podobał wam się występ?
- Moja droga, był super. A skecz o spotkaniu rodzinnym
wyszedł wam po mistrzowsku.
- Przyznam się szczerze, że miałam niewielki wkład w
tworzenie.
- To gratulacje.
- Zdzicha, fani cię pragną – dobiegł ich głos ze sceny.
- To ja muszę lecieć – powiedziała Zosia. - Trzymajcie się ciepło.
- Wpadnij do nas dzisiaj na kolację.
- Z wielką przyjemnością.
- Może zaprosisz do nas twoich nowych przyjaciół? – wtrącił
Kuba.
- Zobaczę co da się zrobić…
- To będziemy na was czekać.
Zosia dołączyła do swojej ekipy,
która próbowała odpowiadać na wszystkie pytania jakie z szybkością karabinu
maszynowego zadawali otaczający ich ludzie. Gdy kobieta się pojawiła na scenie
wśród publiczności pojawił się szum i wszystkie pytania od tej pory były
przeznaczone do niej. Jak się czuje w nowym zespole, czy wcześniej występowała
w jakimś kabarecie oraz skąd w ogóle pojawił się pomysł, aby dołączyć do
Kabaretu Razz. Dziewczyna z uśmiechem odpowiadała na wszystkie pytania i opowiedziała
o jej debiucie, który miał miejsce właśnie na tej scenie. Ewa przez pewien czas
przyglądała się starszej siostrze. Nie przypominała już skrytej dziewczyny,
która przesiadywała godzinami za biurkiem, aby przygotować się na lekcję. Teraz
wyglądała jakby była w swoim żywiole. Z wypiekami i uśmiechem na twarzy wśród
tłumu ludzi patrzących na nią z podziwem.
- Zmieniła się Zosia, oj zmieniła – powiedziała do siebie i
poszła do samochodu.
Komentarze
Prześlij komentarz